Marszałek Krzysztof Grabczuk rozwiązał departament podejrzewany o stronniczość i korupcję.
- Tylko tak mogę uzdrowić sytuację. Nie pozwolę, żeby urzędnicy służyli wybranym grupom. Decyzję podjąłem po przemyśleniu skarg przewoźników, zapoznaniu się ze wstępnymi wynikami kontroli wewnętrznej w departamencie oraz po ujawnieniu wycieku - mówił wczoraj Krzysztof Grabczuk. - Główne zarzuty to stronniczość, bałagan w dokumentacji oraz brak nadzoru.
Co na to przewoźnicy? - Wreszcie ktoś zrobił porządek i skończył z kolesiami - cieszy się jeden z nich. Inny się martwi: Czekamy na aktualizację rozkładów jazdy. Mam nadzieję, że nie będzie z tym problemu.
Przypomnijmy. W jednym z lubelskich komisów policjanci znaleźli dokumenty dotyczące przewozów. Okazało się, że z urzędu wyniósł je Mariusz J., były pracownik departamentu transportu.
Grabczuk nie chciał wczoraj podać przykładów przewinień konkretnych pracowników. Dodał jednak, że potwierdziła się część zarzutów stawianych przez Mariusza J. 26 urzędników z departamentu transportu czeka weryfikacja.
Ci, którym się to uda, dostaną propozycję pracy w innych komórkach urzędu. Pozostali stracą posady. A sprawami przewoźników zajmą się pracownicy działów organizacyjnego, kontroli oraz mienia.
Dyrektor zlikwidowanej komórki Gabriel Karski od poniedziałku jest w szpitalu. Co się z nim stanie, gdy wróci ze zwolnienia - tego marszałek nie chciał powiedzieć. Wiadomo, za to, że do dymisji nie poda się wicemarszałek Jacek Sobczak (PO), który od półtora roku nadzorował pracę departamentu transportu.