Pomniki Lenina i pamiątkowe tablice ku czci na przykład Feliksa Dzierżyńskiego. Tymczasem o polityce możemy podyskutować z Białorusinami siedząc przy Heinekenie i patrząc na lokal Burger Kinga. Co ciekawe, Białorusini krytykując swój rząd wcale nie ściszają głosu
- Na razie to my patrzymy, jak wy na tej Unii wychodzicie - mówi Wiktor, mieszkaniec Grodna. - Możemy jedynie patrzeć, bo na zmiany to się u nas nie zanosi. Nawet jeśli zmieniłby się rząd, to i tak karty rozdaje Putin. On ma najwięcej do gadania. Mamy na Białorusi ten swój mały kapitalizm i to nam musi na dziś wystarczyć, a Unia i tak nam już trochę pomaga przy budowie nowych dróg.
Sklepy pełne, portfel pusty
Ten białoruski kapitalizm ma jednak niewiele wspólnego z ekonomią. Inflacja, spadek produkcji, dochodu, słaba waluta - tak wygląda tutejsza gospodarka. Do tego korupcja, która plasuje to państwo w niechlubnym rankingu na samym szczycie.
Przeciętny Białorusin boryka się na co dzień z takimi problemami, jakie my w Polsce przeżywaliśmy na początku lat 90.: z jednej strony sklepy pełne towarów, z drugiej pusty portfel.
Średnia pensja młodego pracownika to w przeliczeniu na złotówki ok. 600 zł. Dwa razy tyle zarabia urzędnik średniego szczebla. Renty i emerytury są często poniżej 400 zł. Ceny w sklepach i restauracjach: podobne jak w Polsce, stąd też znalezienie wolnego stolika w restauracji - nawet w weekendy - nie stanowi żadnego problemu. Nie każdego stać na obiad, na który muszą pracować czasami cały dzień.
Jest też białoruska elita, która zarabia nawet i kilka tysięcy dolarów miesięcznie. To m.in. prezesi państwowych spółek, urzędnicy najwyższego szczebla. Lepiej są też wynagradzani prokuratorzy i sędziowie. To dlatego, żeby ich nie korciło brać łapówek - jak uzasadnia białoruski rząd.
Czego u nas nie widać
Każdemu turyście zaśmieją się oczy na stacjach benzynowych. Paliwo jest prawie dwa razy tańsze niż u nas. Litr benzyny kosztuje ok. 2,5 zł. Wielu polskich kierowców po raz pierwszy na Białorusi zauważyło ze zdziwieniem, jak wysoko może się podnieść w ich samochodzie wskazówka poziomu paliwa.
Stosunkowo tanie są również koszty utrzymania.
- Za trzypokojowe mieszkanie oraz rachunki za wodę, prąd i gaz płacę co miesiąc ok. 150 zł - mówi Wiktor.
Grodno jest wielkości Lublina. Już przy wjeździe robi pozytywne wrażenie: przede wszystkim nie ma korków, jeździ się płynnie, kierowcy są zdyscyplinowani i uprzejmi. Miasto jest pełne zieleni, czyste i zadbane. Na ulicach nieliczne jeszcze puby i kawiarnie z letnimi ogródkami. Turystów, których poza Polakami jest niewielu, zaskoczy fakt, że w całym mieście praktycznie nie widać bilbordów ani ogromnych jak u nas reklam. Dzięki temu zamiast nich widać nie tylko ulice, ale i budynki w całej okazałości. Nic nie męczy wzroku.
Ulica i las
W sklepach - według białoruskich przepisów - sprzedaje się przede wszystkim rodzime produkty. Stanowią one nierzadko 90 proc. całego asortymentu.
Podobnie jest z samochodami. Państwowe firmy korzystają zazwyczaj z samochodów wyprodukowanych na Białorusi lub powiązanej z nimi gospodarczo Rosji. Dlatego też tutejsza milicja jeździ ładami i uazami, a miejska komunikacja to rodzima produkcja trolejbusów i autobusów.
Z pijanymi kierowcami nikt się tu nie patyczkuje. Kary są drakońskie: do 3 tys. dolarów, a nawet konfiskata samochodu.
Aleksandra, białoruska właścicielka biura podróży podkreśla, że awanturnicy, żebracy i nadużywający alkoholu nie mają tu lekkiego życia.
- Jeśli ktoś pijany chodzi po ulicy i rozrabia, to milicja od razu go zabiera do siebie - mówi. - Po wytrzeźwieniu ma do wyboru karę: albo przez jakiś czas sprząta nieodpłatnie ulice, albo rozmyśla o sensie życia w lesie, gdzie go państwo skieruje do ciężkiej pracy przy wyrębie.
Przestępczość
Przestępczość na zachodzie Białorusi, w tym w Grodnie jest niewielka, zwłaszcza ta pospolita.
Mieszkańcy miasta tłumaczą to tak: - Co jakiś czas pojawia się na jednym czy drugim osiedlu kilku młodzieńców, o których wiadomo że popołudniami nie recytują wierszy ani nie czytają Bułhakowa. I co jakiś czas słuch o nich ginie. Nikt nie wie, co się z nimi dzieje. Zresztą i nikt się nie dopytuje, zwłaszcza, że po ich zniknięciu nie ma żadnych zgłoszeń o kradzieżach czy włamaniach.
W kraju każdego roku wykonuje się kilka wyroków śmierci przez rozstrzelanie. Wiosną tego roku białoruski sąd skazał na śmierć 33-letniego gwałciciela i zabójcę dwóch kobiet. Białoruś jest jedynym państwem w Europie, gdzie są wykonywane kary śmierci. Wprawdzie i Unia Europejska i obrońcy praw człowieka wciąż naciskają na białoruski rząd o zniesienie tej kary, ale Łukaszenka nie ma zamiaru ulegać jakimkolwiek naciskom.
Pensja, emerytura, renta
Symbole socjalistyczne są na Białorusi wciąż żywe i dziwią jedynie nas, Polaków. Żaden Białorusin nie robi sobie zdjęcie na tle monumentalnego Lenina. A to jest główny obiekt fotografowany przez naszych rodaków. W Grodnie znajduje się też skrzyżowanie dwóch ulic, z których jedna nie miałaby racji bytu w Rosji - jest to ul. Dominikańska, a druga w Polsce: to ul. Sowiecka - mówią Białorusini, dla których symbole dawnego systemu są czymś oczywistym i normalnym.
- Nie jestem zwolennikiem Łukaszenki i nie kryję się z tym - mówi Wiktor. - Moi rodzice, jak i wielu innych, starszych osób są zwolennikami jego rządów. Wiele osób wciąż z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy był ZSRR, z którym wszyscy się liczyli. To pewnie również tęsknota za latami młodości. Przecież u was w Polsce wiele osób również nie kryje tęsknoty za PRL-em.
Białorusini nie ukrywają, że mimo katastrofalnego stanu gospodarki i międzynarodowej izolacji mają poczucie bezpieczeństwa.
- Państwo zawsze wypłaci pensję, emeryturę czy rentę - mówią. - Nie tak jak u was, że prywatny przedsiębiorca zwinie interes z dnia na dzień i można się sądzić o wypłatę zaległych pieniędzy. Z mieszkania cię nie wyrzucą, bo czynsze są symboliczne, woda czy prąd i gaz też niewiele kosztuje. Każdy ma gdzieś tam rodzinę na wsi, to czy kurę czy warzywa ma za darmo. Emeryt czy rencista nie ma zresztą większych potrzeb. Ma dach nad głową, państwo dba o niego, leczy za darmo, nie musi się bać, że go eksmitują, a jak jeszcze mu z renty zostanie od czas do czasu na wódeczkę czy piwo, to nie ma powodu żeby narzekać na rząd. A demokracja? Tym się nie naje. Młodzi, którzy byli już w Polsce czy na Zachodzie, mają już pewne wyobrażenie o innym świecie, ale starsi nie mają jakiegoś punktu odniesienia, nie zawsze chcą zmian, które mogą sprawić, że ich poczucie pewnej stabilności może zostać zachwiane.
Droga na wieś
O ile w miastach z pewnością żyje się lżej, o tyle białoruskie wsie - nawet te położone tuż przy mieście - wyglądają jak z innej epoki. Wiele domów pamięta jeszcze lata wojny.
Do większości małych wsi dojeżdża się jeszcze polną lub szutrową drogą. Ale i tutaj można zauważyć jednak zmiany: zaczynają powstawać osiedla domków jednorodzinnych; budowane już w nowoczesnej technologii, z zadbanymi ogródkami. Gorzej wyglądają z kolei osiedla mieszkaniowe, zwłaszcza te z epoki ZSRR. Zazwyczaj budowane z wielkiej płyty, z zaniedbanymi klatkami schodowymi. Ponieważ energia jest na Białorusi tania, nikt tu sobie nie zawraca głowy ocieplaniem starych bloków styropianem.
50 medali
Główny deptak Grodna nie tętni jednak życiem jak chociażby lubelski, ale i tutaj można spotkać ulicznych muzyków, którzy graniem dorabiają do pensji. Często można ich spotkać w pobliżu pomnika marszałka Wasyla Sokołowskiego. To Polak, który dwukrotnie był odznaczony medalem Bohatera Związku Radzieckiego. Wszystkich medali miał w sumie ponad 50. Po jego śmierci (zmarł w 1968 roku po hucznej imprezie z okazji 23. rocznicy zakończenia wojny) zgodnie z sowieckim prawem każdy taki bohater miał mieć postawiony pomnik w miejscu urodzenia. Mimo przyjaźni z ZSRR w ówczesnych latach postawienie pomnika na terenie Polski nie wchodziło w rachubę, dlatego jego popiersie stanęło w Grodnie, które w czasach, gdy Sokołowski przychodził na świat, było stolicą guberni, obejmującej wieś późniejszego marszałka.
Sami Białorusini są przyjaźnie nastawieni do Polaków. Zagadują, słysząc polski język i oferują pomoc. W Grodnie warto zajrzeć do domku Elizy Orzeszkowej. Autorka „Nad Niemnem” cieszyła się tu takim szacunkiem, że kiedy leżała chora w łóżku, to mieszkańcy rozłożyli na chodniku i ulicy obok domu słomę, żeby zagłuszała jeżdżący wozy i kroki przechodniów.
Jak pojechać na Białoruś?
Polaków na terenie parku „Kanał Augustowski”, w Grodnie i wyznaczonych regionach obwodu grodzieńskiego obowiązuje pięciodniowy ruch bezwizowy. Oznacza to, że można przekroczyć polsko-białoruską granicę bez wizy (przez przejście graniczne Kuźnica Białostocka-Bruzgi, a w sezonie letnim także przez przejście sezonowe Rudawka-Lesnaja w pobliżu śluzy Kurzyniec). Jedynym warunkiem skorzystania z trybu bezwizowego jest wykupienie usługi turystycznej u jednego z białoruskich operatorów i uzyskanie na tej podstawie specjalnego dokumentu, który uprawnia do przekroczenia granicy. Do wyjazdu na teren Białorusi upoważnia nas paszport. Powrót można zaplanować przez Druskienniki na Litwie (mniejsze kolejki na granicy).
Białoruś
* Gęstość zaludnienia wynosi tu 46 osób/km2
* Ziemniak to najpopularniejsze warzywo białoruskich stołów, specjaliści potrafią przygotować około 2 000 potraw z udziałem ziemniaka. Białoruś jest jednym z największych producentów tego warzywa. W Mińsku znajduje się jego pomnik.
* Około 40% powierzchni Białorusi zajmują lasy. W 2008 roku przeprowadzano akcję „Dzień lasu”. Miała ona na celu posadzenie tylu drzew, ile ludzi zamieszkuje Białoruś, by każdy obywatel pozostawił po sobie ślad. I tak kraj stał się bogatszy o blisko 10 milionów drzew.
* Białoruś jest jednym z trzech państw w Europie, które nie zmieniają czasu z zimowego na letni (nie robi tego jeszcze Islandia oraz Rosja)
* Od 1 stycznia 2015 roku bycie bezrobotnym traktowane jest jako przestępstwo. Prezydent Aleksandr Łukaszenko popiera prawo zakazujące bycie bezrobotnym i proponuje przywrócenie starego terminu „pasożytnictwa społecznego”. Proponuje także przywrócenie kar dla osób intencjonalnie unikających pracy. Stopa bezrobocia na Białorusi wynosi niecały 1 procent