Skandal w lubelskiej policji. Mundurowy z kilkunastoletnim stażem odpowie za znęcanie się nad zatrzymanymi. Miał razić dwóch mężczyzn prywatnym paralizatorem, a jego dwaj koledzy bezczynnie się temu przyglądać. Cała trójka czeka na proces w areszcie
Po tragicznej śmierci Igora Stachowiaka, którego mundurowi z Wrocławia bez powodu potraktowali paralizatorem wydawało się, że żaden policjant nie pokusi się już o takie postępowanie. Tym bardziej nieprawdopodobnie brzmiała więc historia 30-letniego Francuza, który imprezował w Lublinie w nocy z 3 na 4 czerwca. Igor C. bawił się na Nocy Kultury. Po imprezie razem ze znajomym wracał taksówką do hotelu.
Między pasażerami, a kierowcą doszło do sprzeczki. Z relacji taksówkarza wynika, że znajomy Francuza wysiadł, a Igor C. nie chciał zapłacić z kurs. Kierowca podjechał więc do policjantów, patrolujących okolicę. Mundurowi zatrzymali 30-latka i przewieźli go na izbę wytrzeźwień. Francuz miał bowiem 1,8 promila alkoholu w organizmie.
Zgłoszenie
Następnego dnia Igor C. sam zadzwonił na policję. Poinformował dyżurnego, że znęcano się nad nim podczas zatrzymania. Jeden z interweniujących policjantów miał kilka razy razić go paralizatorem w jądra. Francuza zatrzymywali policjanci z trzeciego komisariatu w Lublinie.
- Na wyposażeniu tej jednostki nie ma paralizatorów - tłumaczyła nadkom. Renata Laszczka-Rusek, rzecznik lubelskiej policji, gdy pierwszy raz zapytaliśmy o sprawę. Nie niekorzyść Igora C. świadczyły również zabezpieczone nagrania z kamer monitoringu. Nie dowodziły, by mundurowi przekroczyli swoje uprawnienia. Policjanci podkreślali również, że feralnej nocy Igor C. był pijany, a oficjalne zawiadomienie w prokuraturze złożył dopiero 10 dni po zdarzeniu.
Pomimo tego zgłoszenie nie zostało zbagatelizowane. Już na podstawie telefonicznej informacji sprawa została przekazana do prokuratury oraz Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Igor C. dostarczył również śledczym zaświadczenia lekarskie, które uprawdopodobniły jego wersję wydarzeń.
Paralizator
Jak ustaliliśmy w ostatni piątek, u jednego z mundurowych, którzy zatrzymywali Francuza, policjanci z BSW znaleźli prywatny paralizator. Imitował on latarkę. Sprzęt leżał w służbowej szafce policjanta. 41-letni Marcin G. nie miał prawa używać tego urządzenia w czasie służby.
W piątek zarówno przedstawiciele policji jak i prokuratury nie komentowali oficjalnie tych informacji. Przez cały dzień przesłuchiwali zamieszanych w sprawę policjantów. W sobotę po południu wydano oficjalne komunikaty, potwierdzające nasze wcześniejsze ustalenia.
Prokuratura oficjalnie poinformowała o postawieniu zarzutów trzem policjantom. Marcin G. odpowie za przekroczenie uprawnień. Zdaniem śledczych bezprawnie interweniował wobec Igora C.
- Używał przyrządu do generowania impulsów elektrycznych, a nadto działając ze szczególnym okrucieństwem znęcał się psychicznie i fizycznie - wyjaśniała Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Monitoring
Igor C. miał być rażony paralizatorem w radiowozie oraz przed budynkiem komendy miejskiej. Śledczy dowodzą, że 41-letni policjant znęcał się nie tylko nad Francuzem.
Marcin G. usłyszał także zarzuty dotyczące 22-latka, którego feralnej nocy przywieziono do izby wytrzeźwień (Centrum Interwencji Kryzysowej). Młody człowiek również został porażony paralizatorem. Policjant chciał go w ten sposób „uspokoić”. Według śledczych, do zdarzenia miało dojść w budynku izby. Kamery tego nie zarejestrowały, bo nie musiały.
- Na nagraniach nie zauważyliśmy niczego podejrzanego - zapewnia Adam Mołdoch, zastępca Dyrektora Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie. - Monitoring z oczywistych względów nie obejmuje jednak wszystkich pomieszczeń, np. toalet i miejsc, których przywożone osoby są przebierane - zastrzega dyrektor.
Policjant mógł więc przebywać w miejscu bez kamer razem z zatrzymanym.
- Wyjaśniamy dokładne okoliczności tej sprawy - dodaje prokurator Kępka.
Decyzje
Zarzuty dotyczące interwencji z 4 czerwca usłyszeli również koledzy Marcina G. z trzeciego komisariatu. To 38-letni Łukasz U. oraz 35-letni Piotr D.
- Nie dopełnili swoich obowiązków. Dopuścili do popełnienia czynu przez Marcina G. wobec pokrzywdzonego obywatela Francji - wyjaśnia prokurator Kępka.
Żaden z policjantów nie przyznał się do winy.
Tylko jeden z nich złożył lakoniczne wyjaśnienia, ale śledczy nie zdradzają ich szczegółów. Prokurator okazał się surowy dla policjantów i wystąpił o tymczasowe aresztowanie całej trójki. Przemawiały za tym zagrożenie wysoką karą (do 10 lat) oraz obawa matactwa. Sąd przystał na wniosek prokuratury i w sobotę aresztował policjantów na trzy miesiące.
Wcześniej, wobec Marcina G. i jego kolegów wszczęto postępowania administracyjne, w kierunku wydalenia ich ze służby.
- Każdy policjant musi mieć świadomość, że dla osób, które naruszają prawo nie ma i nie może być miejsca w naszych szeregach - informowała w specjalnym oświadczeniu nadkom. Laszczka-Rusek. - Decyzje o wszczęciu postępowań dyscyplinarnych, a także decyzje o wydaniu postanowień o wszczęciu postępowań administracyjnych w sprawie zwolnienia ze służby funkcjonariuszy zostały podjęte jeszcze przed przedstawieniem zarzutów przez prokuratora - podkreśliła rzecznik.
W środę Marcin G., Łukasz U. oraz Piotr D. zostali formalnie zwolnieni z policji. Koledzy Łukasza U. zbierają dla niego pieniądze na pomoc prawną. Akcja prowadzona jest na portalu zrzutka.pl.
- Wykonywał swoje obowiązki sumiennie, pomagał obywatelom. Poprzez medialną nagonkę i „modę” na uwalanie policjantów, dostał rykoszetem z interwencji w której pomagał - piszą o swoim koledze pomysłodawcy akcji. - Okażmy solidarność […], każdego z nas bez wyjątku może spotkać podobna sytuacja! Jeśli sami sobie nie pomożemy nikt nam nie pomoże.
Pomocy mogą potrzebować także przełożeni aresztowanych policjantów. Chodzi o zastępcę komendanta „trójki” oraz naczelnika tamtejszego wydziału prewencji.
Obaj odpowiadali za nadzór nad właściwym wykonywaniem służby przez policjantów. Wszczęto wobec nich postępowania dyscyplinarne.