Mogą jechać wiele kilometrów, tylko po to, by wymazać farbą cały pociąg.
W Lublinie nie trzeba patrzeć na kalendarz, by stwierdzić, że jest niedziela rano. Wystarczającym znakiem jest potłuczone szkło wokół przystanków komunikacji miejskiej. bo przystanki przyciągają wandali niczym magnes. Różnych wandali. Niektórzy działają tylko dla sportu. Inni przychodzą tu zaopatrzyć się w aktualny rozkład jazdy.
Rzut betonowym krawężnikiem
W niektórych miejscach miasto zdemontowało już wiaty przystankowe, bo ciągłe wstawianie szyb mijało się z celem. Wytrzymywały do następnej nocy. W najlepszym wypadku do weekendu.
- Tylko w sylwestrową noc wandale wybili na przystankach 13 szyb. Każda z nich kosztuje 130 złotych - mówi Stanisław Wojnarowicz, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.
Niszczyciele dają sobie radę nie tylko ze szkłem. W ostatnich dniach z ul. Nadbystrzyckiej zdjęto najczęściej niszczoną wiatę przy os. Skarpa. Osiedle faktycznie mieści się na wysokiej skarpie, z której pomysłowi dowcipnisie zrzucali wprost na wiatę betonowe krawężniki.
- Metalowe żebra były tak pogięte, że nieuważny przechodzień mógłby się zawiesić na nich za brodę - mówi Wojnarowicz. Podobnie było z przystankiem przy ul. Krochmalnej koło boisk sportowych. Wiatę zastąpiła szkaradna rzemieślnicza samoróbka w stylu "pijanego piekarza wariacje na temat stołu”.
Zresztą przystanki przy ul. Nadbystrzyckiej mają pecha od lat. Kiedyś nieznani sprawcy podpalili tam drewnianą wiatę. Nie było łatwo. Musieli użyć czegoś na rozpałkę.
Ściana płaczu
Pomysłów nie brakuje też uczniom.
- Najgorzej jest w gimnazjach - przyznaje Tadeusz Dziuba z Wydziału Organizacyjnego w lubelskim Urzędzie Miasta. To do niego idą w żebry dyrektorzy demolowanych szkół. Istna ściana płaczu. - Uczniowie wyrywają klamki z okien. Błyskawicznie łamią deski sedesowe, niszczą spłuczki, wyrywają drzwi... Zresztą, co ja panu będę opowiadał. Niech pan spyta dyrektora pierwszej lepszej szkoły, to się pan nasłucha.
Pytamy w chełmskim Zespole Szkół nr 8. Tu uczniowie nagminnie kradną... małe szybki z guzików przeciwpożarowych. - Ile byśmy nie włożyli, tyle zginie - przyznaje Dariusz Mielniczuk, dyrektor placówki. - Za szybką jest guzik. Jak się go wciśnie, to otwierają się drzwi awaryjne. I uczniowie z tego korzystają - dodaje.
Mali wandale lubią też urywać metalowe wylewki od kranów w toaletach. - Albo tuż przed klasówką zapychają szpilkami zamki w drzwiach. Odblokowanie takiego zamka zajmuje 10 minut.
Koparka piasku nie pije
Mrożące krew w żyłach odpowiedzi snują kolejarze.
Wandale darzą ich sentymentem, a pracownicy PKP umieją już rozpoznawać dzieła poszczególnych grafficiarzy.
Wnioski?
Zaskakujące.
Są ludzie, którzy potrafią przemierzyć kilkadziesiąt kilometrów tylko po to, by pomazać sprayem wagon. W ostatnie święta w Chełmie funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei złapali grupkę młodych ludzi, którzy zamiast siedzieć z rodziną przy świątecznym stole, szykowali się do ataku na jeden z pociągów. A przygotowani byli świetnie. W bagażniku mieli wszelkie niezbędne akcesoria. Przyjechali aż z Lublina.
Przecież ich nie rozjadą
- Nasz szybonus jedzie do Rzeczycy i tam kończy bieg. Dookoła las. Najbliższy posterunek policji jest oddalony o 40 kilometrów. I nagle zjawia się grupa młodych ludzi z farbami w sprayu - opowiada Wiesław Zienkiewicz z Lubelskiego Zakładu Przewozów Regionalnych PKP. - Wie pan, co robią? Malują po przedniej, czołowej szybie. A maszyniści nic nie mogą zrobić. Mogą sobie co najwyżej pokrzyczeć. Choć i to nie bardzo, bo chuligani mają ze sobą jakieś kije, a kolejarze tylko radiostacje i telefon komórkowy. Wandali jest pięciu a naszych pracowników tylko dwóch. Dlatego spokojnie czekają aż wandale skończą. Przecież ich nie rozjadą.
Tymczasem w przedziałach pociągów najbardziej cierpi tapicerka. Masowo giną popielniczki. A zasłony z gustownym nadrukiem "PKP” służą jako... materiał na spódnicę lub spodnie.
- Raz na Pomorzu spotkałem człowieka ubranego w kombinezon uszyty z naszych zasłonek - wspomina Zienkiewicz. - Ale to był stary materiał, taki beżowy. Teraz zasłony szyjemy z innych tkanin. Mają atest higieniczny i przeciwpożarowy, ale taką popularnością się już nie cieszą.
Gięcie rury
- Właśnie tam widziałem kiedyś rurę "pięćdziesiątkę” zgiętą na kształt saksofonu. To przecież ma 5 cm średnicy! W żaden sposób nie mogliśmy dojść do tego, jak ktoś to zrobił. Bo przecież jakby mnie albo panu przyszło powyginać taką rurę... to przecież się zapłakać można z wysiłku - mówi Dziuba.
Nie od zawsze przyjmuje skargi ze szkół. Kiedyś sam był uczniem i w budowlance przy al. Długosza też mu się zdarzało nabroić. - Pamiętam, jak w nauczycielskich "wuefemkach” między świece, a kapturki wkładaliśmy kawałek papieru. Wystarczyło, żeby iskra nie przeskoczyła. Ileż to było radości, kiedy silnik nie chciał odpalić. Ale przy tym, co teraz się dzieje to wszystko były tylko niewinne psoty.
A wandal się śmieje
Za rok do Lublina mają przyjechać nowe pojazdy napędzane gazem ziemnym. Wszystkie fabrycznie nowe: z gładkimi szybami do podrapania, oparciami do pomazania, kasownikami do pourywania. Najłatwiej byłoby zamontować kamery, które by tego wszystkiego pilnowały. - Ale boję się, że nawet to nic nie zmieni - mówi Grzegorz Jasiński, prezes MPK - Bo sprawy przeciw chuliganom są często umarzane ze względu na znikomą szkodliwość czynu albo niewielką wartość mienia.