Górnik Łęczna bezbramkowo zremisował na swoim stadionie z Rakowem Częstochowa. Po meczu w nieco lepszych nastrojach byli gospodarze, choć w szeregach obu ekip panowało przekonanie, że można było w tym spotkaniu pokusić się o zwycięstwo. Jak niedzielny mecz podsumowali szkoleniowcy obu drużyn?
Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa
– Jesteśmy źli na siebie, bo nie zrobiliśmy wystarczająco wiele, żeby wygrać. To był dla nas mecz pułapka. Graliśmy z ostatnią drużyną w tabeli. Wówczas wydaje się, że trzy punkty są przypisane z urzędu, ale w piłce nożnej coś takiego nie istnieje. Pierwsze 30 minut w naszym wykonaniu było słabe. Później przejęliśmy inicjatywę i o kolejne 60 minut nie mogę mieć do drużyny większych zastrzeżeń. Nie wykorzystaliśmy jednak swoich szans, które były bardzo klarowne. Dlaczego karnego strzelał Tudor, a nie Ivi Lopez? Takie po prostu były ustalenia.
Kamil Kiereś, trener Górnika Łęczna
– Podsumowując to spotkanie można rozmyślać czy zdobycie punktu jest w pełni satysfakcjonujące. Wiedzieliśmy z jakiej klasy rywalem się mierzyliśmy, który walczy obecnie o fotel lidera i myśli o mistrzostwie. Po meczu w Radomiu popracowaliśmy też nad właściwym przygotowaniem mentalnym. Tamto spotkanie graliśmy w piątek po czym zawodnicy otrzymali dwa dni wolnego. Później przez sześć dni przygotowywaliśmy się do tego meczu także pod kątem taktycznym. Mieliśmy swój pomysł i go zrealizowaliśmy. Potrzebne było do tego zaangażowanie i determinacja, ale także świadomość jak gra rywal. Mamy o jeden punkt więcej, ale mogliśmy pokusić się o trzy. Raków miał dłużej piłkę przy nodze i częściej był pod naszą bramką. Jednak i my mieliśmy swoje szanse. Niestety nie udało się ich wykorzystać. Do tego bardzo dobrze w naszej bramce spisywał się Maciej Gostomski. Nasza sytuacja w tabeli nie ulega dużej poprawie, o potrzebujemy wygranych. Przed meczem większość zakładała, że to spotkanie przegramy. Nie poddajemy się i pracujemy dalej.