(fot. Kamil Kozioł)
To był jeden z najbardziej wyczekiwanych debiutów w polskim boksie zawodowym w tym roku
Pochodzący z Dorohuska Michał Soczyński to wielokrotny medalista mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych. Na swoim koncie ma m.in. tytuł mistrza Polski seniorów w boksie olimpijskim. W wieku 22 lat postanowił jednak porzucić amatorskie pięściarstwo i przejść na formułę zawodową. – Do tego kroku zmusiła mnie sytuacja życiowa. Podczas zgrupowania na Ukrainie, kiedy walczyłem w barwach reprezentacji Polski, złamałem rękę. Okazało się, że z kontuzją oraz związanymi z nią wydatkami zostałem zupełnie sam. Polski Związek Bokserski kompletnie odwrócił się ode mnie. W tym czasie dostałem propozycję przejścia na zawodowstwo i postanowiłem ją przyjąć – tłumaczył Michał Soczyński.
Nic więc dziwnego, że jego debiut na zawodowym ringu wzbudził potężne emocje. Jego pierwszym rywalem miał być Michał Czykiel. Zawodnik z Kołobrzegu jednak w ostatniej chwili zgłosił kontuzję ręki, dlatego w zastępstwie na zamku w Gniewie pojawił się Piotr Rzyman. To pięściarz solidny, ale jednak o klasę gorszy od Czykiela.
Ta zmiana wyszła jednak na dobre zawodnikowi przygotowującemu się w Starej Szkole Boksu Lublin. Soczyński przystąpił do walki z niewyleczonym do końca złamaniem prawej dłoni, co sprawiło, że większość ciosów zadawał tylko lewą ręką. To wystarczyło na Rzymana, który zainkasował niesamowitą liczbę bomb. Soczyński momentami sprawiał wrażenie, jakby chciał urwać głowę swojemu przeciwnikowi. Być może bił nawet zbyt mocno, bo Rzyman w końcu uodpornił się na te uderzenia i zapomniał o bólu. W dotrwaniu do końca czterorundowego pojedynku nie przeszkodziła mu nawet kontuzja nosa, z którego krew lała się wyjątkowo obficie. Wydaje się, że sędzia mógł ten pojedynek przerwać już w trzeciej rundzie, ale pozwolił pięściarzom poboksować jeszcze przez kilka minut. Soczyński w końcu pogodził się z faktem, że nie uda mu się wygrać przez nokaut i spokojnie dotrwał do ostatniego gongu. Po nim sędziowie jednomyślnie wskazali na zwycięzcę podopiecznego Władysława Maciejewskiego i Karoliny Michalczuk.
- Przeciwnik walczył bardzo dobrze i mam w stosunku do niego olbrzymi szacunek. Dużo pracy przede mną, bo zdaję sobie sprawę, że nie był to idealny pojedynek. Czuję się dobrze w zawodowym ringu i mam nadzieję, że będę robi systematyczne postępy. Chcę walczyć z coraz lepszymi rywalami – powiedział na antenie Polsatu Sport Fight Michał Soczyński. – O tym pojedynku nie ma co za dużo mówić. Michał wygrał bardzo zdecydowanie i kompletnie rozbił swojego rywala. Momentami, aż przykro było patrzeć na to, jak go okładał. On boksował tylko jedną ręką, bo prawą miał tak spuchniętą, że nie chciała zmieścić się w rękawice. Musi ją wyleczyć i myślę, że w marcu ponownie pojawi się w ringu – mówi Władysław Maciejewski, trener Starej Szkoły Boksu Lublin.