Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Koszykówka

3 lipca 2020 r.
17:13

Moje koszykarskie podium – Jerzy Żytkowski

0 1 A A
Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy
Podczas pobytu w Korei. W środku Andrzej Frączkowski, dyrektor klubu. To za jego kadencji Start osiągał największe sukcesy

„Moje podium” to cykl reportaży o ludziach sportu, którzy kiedykolwiek w swojej karierze zdobywali medale i stawali na podium. Bohaterami są nie tylko sami sportowcy, ale także trenerzy, szkoleniowcy, działacze – ci wszyscy, którzy mieli swój udział w zdobywanym medalu. To przecież także ich zasługa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Te reportaże to opowieści nie tylko o nich, to również dokument czasów, w których trenowali, brali udział w zawodach. Ich bohaterami są sportowcy w rożnych wieku i różnych dyscyplin. Często już zapominani, ale łączy ich jedno – znają nie tylko smak zwycięstwa, ale i gorycz porażki. Skupmy się jednak na tym pierwszym. Zapraszamy na sportową podróż w przeszłość.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kiedy koszykarze Startu po raz pierwszy awansowali do ekstraklasy w 1961 r. Jerzy Żytkowski miał zaledwie dziewięć lat. Przez myśl mu wtedy nie przeszło, że za kilkanaście lat przyniesie do domu brązowy medal, który wywalczy w barwach czerwono-czarnych. Ale wcześniej, bo w 1970 roku zdobył z kolegami złoty medal mistrzostw Polski juniorów. Co więcej, kolejne czternaście sezonów spędzi w Starcie – najwięcej w historii klubu.

Marzenie o adidasach

– W latach 60. czy 70. nie mieliśmy takich warunków do trenowania, jakie mają dzisiaj zawodowi koszykarze. Jak sobie przypomnę chociażby ówczesne prysznice w halach, to sam się dziwię, że nikt z nas nie nabawił się grzybicy, czy innych chorób. W większości były to małe i ciemne pomieszczenia z drewnianymi podestami na podłodze. Ciepła woda raz była, raz nie. Żeby odkręcić prysznic, pociągało się za metalowy łańcuszek i czasami trzeba było czekać, aż będzie lecieć ciepła woda. Kiedy kilkunastu chłopaków równocześnie odkręciło wodę, to w połowie mycia leciała już tylko zimna.

O termoaktywnej odzieży nikt wtedy nie słyszał.

– Przez wiele lat trenowaliśmy i graliśmy w strojach z materiału, który nie przepuszczał powietrza. Pociliśmy się niemiłosiernie. Najgorsze były dresy. W niektórych halach w ogóle nie było ogrzewania, albo było w nich niewiele cieplej niż na dworze, dlatego na rozgrzewce ruszaliśmy się w dresach, ale po pewnym czasie były całe mokre od potu. Dzisiaj z podziwem patrzę, w czym grają zawodnicy – dla nas wtedy szczytem marzeń były oryginalne adidasy czy pumy. Mało kto takie posiadał. Chyba, że ktoś mu przywiózł z Zachodu. Kosztowały wtedy krocie – więcej niż przeciętna polska pensja.

My graliśmy w zwykłych, granatowych trampkach, które często już po kilku treningach rozlatywały się. Niektórzy kleili je plastrami, podklejali je. W sklepach były wtedy pustki. Dopiero potem, już jako senior nie narzekałem na brak sprzętu. Wiem jednak, że w niektórych klubach dochodziło do takich sytuacji, że zamawiali określoną liczbę trampek i – owszem – dostawali, tyle ile zamówił, tylko że w jednym rozmiarze – np. 46. Ktoś widocznie w centrali doszedł do wniosku, że skoro to dla koszykarzy, to musi być dużo rozmiar. Pół biedy, kiedy dla wysokiego chłopaka pasowały jak ulał, ale inni, o mniejszej stopie wyglądali komicznie w trampkach o cztery numery większych.

Dziś trudno w to uwierzyć młodszym sportowcom, ale kiedyś nie było tak jak dzisiaj, że przy ławce zawodników stoi specjalne nosidełko, w którym są butelki z napojami. Nam się chciało pić, to lecieliśmy do szatni i piło się wodę prosto z kranu. Po treningach to nawet kolejka się ustawiała.

Odżywki? Owszem. Jedyną, którą znałem, to była kawa

Nikt sobie głowy nie zawracał jakąś dietetyką, zbilansowanym jedzeniem. Wiadomo, że przed treningiem czy meczem nikt się specjalnie nie zajadał, ale jak jechaliśmy czy wracaliśmy z meczu, to na obiad chętnie zamawialiśmy flaki i schabowego. Każdy pamiętał to, co wtedy obowiązywało: „jedz, to będzie silny”. I jedliśmy.

Wielu zawodników z mojej drużyny paliło wtedy papierochy. To m.in. Irek Mulak, któremu to wcale nie przeszkadzało w graniu. Kiedyś zauważył go z papierosem w ręku na ulicy jeden z dziennikarzy i następnego dnia ukazał się artykuł w gazecie, w którym autor napiętnował Irka za ten nałóg. Ale i tak palenia nie rzucił i był jednym z najlepszych polskich koszykarzy w lidze.

A propos papierosów, to były mecze w hali przy Zygmuntowskich, które trwały dłużej, niż powinny. Zwłaszcza po przerwie. Wszystko właśnie przez dym z papierosów. Kiedy było zimno, to kibice w przerwie palili w holu lub w szatniach na dole. Kiedy jednocześnie zapaliło kilkaset osób, to nie było czym oddychać. Halę trzeba było wietrzyć.

Nie mieliśmy wtedy takiej „armii zaciężnej” jak dzisiaj. Skład był oparty na wychowankach. Wielu zawodników w tamtych latach nigdy nie grało do końca kariery w innych klubach. Byli związani ze swoim pierwszym klubem  na dobre i na złe. Trochę inaczej wyglądało to w wojskowych klubach. Wtedy, żeby ściągnąć do siebie zawodnika, to przychodził rozkaz, że taki i taki zawodnik ma się zgłosić do Śląska czy Legii i nie było dyskusji.

Wiem, że teraz są zupełnie inne realia i dzisiaj każdy sportowiec traktuje klub jako zakład pracy, który często zmienia i idzie tam, gdzie może więcej zarobić. Wtedy jednak, kiedy ja grałem, każda zmiana klubu nie była też mile widziana przez kibiców. Liczył się lokalny patriotyzm. W dzisiejszym sporcie to sponsor ma najwięcej do powiedzenia. Reszta się nie liczy. Rzadko kiedy zawodnik przywiązuje się do klubu, miasta czy regionu. Jeśli dostaje bardziej intratną propozycję, nawet w egzotycznym kraju – to bez wahania decyduje się na przeprowadzkę.

Kiedyś liga była bardziej przewidywalna

Było 5-6 zespołów, które przez lata dominowały w rozgrywkach. To były uznane zespoły jak Śląsk, Wisła, Resovia, Lech czy Wybrzeże. Były awanse, spadki, a dzisiaj wystarcza mieć pieniądze i można wykupić tzw. dziką kartę, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywek.

Sprzedawanie meczów? Owszem, tu i ówdzie słychać było, że jakiś zawodnik podejrzanie słabo zagrał, ale to były sporadyczne wypadki. W koszykówce trudno jest oszukać. Można raz czy dwa nie trafić spod samego kosza; to się zdarza każdemu, ale trener, widząc nieskuteczną grę, sadza takiego zawodnika na ławce. W takiej nożnej łatwiej jest popełnić świadomy błąd. Mówiąc krótko – w koszykówce sprzedawanie czy kupowanie meczów było praktycznie niespotykane. To nie ta dyscyplina.

Psycholog w klubie? A po co?

Tę rolę spełniał trener. Zastępował i ojca i wychowawcę. Pamiętam, że trenerzy wiedzieli, kto jak się uczy w szkole. Jak trzeba było, to chodzili nawet do wychowawcy, a nawet odwiedzali rodziców w domu. Zdarzało się, że trener za złe oceny nie wpuszczał na trening. To była najgorsza kara. Poprawiłeś oceny – mogłeś wówczas wejść na salę. 

Zdzisław Niedziela, z którym osiągnąłem tyle w sporcie, potrafił w prosty sposób dotrzeć do zawodnika bez stosowania psychologicznych wybiegów. Kiedy trzeba było, to tak ochrzanił, że poszło w pięty, a kiedy indziej podszedł, poklepał po ramieniu i pochwalił za dobre zagranie. Po latach wspólnie spędzonych na boisku wiedzieliśmy już po jego minie, czy za chwilę wybuchnie czy też poklepie. Nie musiał nic mówić, żebyśmy wyciągnęli wnioski. I to działało. To był znakomity szkoleniowiec. Podobnie jak mój pierwszy trener – Zdzisław Zarzycki.

Dzisiaj każdy zawodowy koszykarz ma też indywidualny trening siłowy. My mieliśmy też obozy kondycyjne. Ich program był szalenie prosty. Trener kazał nałożyć sobie obciążniki, pasy ołowiane, pokazywał palcem na górę widniejącą na horyzoncie i padała komenda: Na górę i za trzy godziny macie być z powrotem!

Koszykówka sprzed czterdziestu lat nie była tak widowiskową dyscypliną, jaką jest dzisiaj. Grało się o wiele wolniej, nie było rzutów za trzy, wsadów. Sami zawodnicy byli też o wiele niżsi. My mieliśmy w drużynie jedynie Wojtka Szaratę, Darka Jeziora, potem Janusza Florczaka czy Jacka Grabskiego, którzy mieli ponad dwa metry wzrostu. I tyle. Dzisiaj dwumetrowcy są często rozgrywającymi, a pod koszem walczą o wzroście 210-215 cm.

Na meczach wsady były kiedyś rzadkością. Zresztą wtedy zawodnicy nie byli aż tak skoczni jak dzisiaj, kiedy prawie każdy zawodnik pakuje piłkę z góry. U nas najbardziej widowiskowo robił to Irek Mulak. Obręcze nie było kiedyś uchylne i zdarzało się, że podczas rozgrzewki urywały się podczas wsadu.

Ówczesne mecze miały swoją dramaturgię, wiele spotkań kończyło się tak samo rzutem w ostatniej sekundzie. Pamiętam, że w hali na al. Zygmuntowskich zawsze mieliśmy niesamowity doping. Zdarzało się, że przy rzutach osobistych przeciwnika, wszyscy tupali nogami, sądząc, że w ten sposób spowodują drgania kosza i utrudnią przeciwnikowi celny rzut.

Bywało, że niektórzy koszykarze z przeciwnych zespołów byli obiektem słownego ataku ze strony kibiców. Tak było m.in. w przypadku Zdziśka Myrdy z Resovii czy Gienka Durejki z Lecha. Kibice głośno skandowali ich nazwiska, w przypadku Myrdy było to czasami „Zdzisek”, chcąc ich zdeprymować. Nie wiem, dlaczego padło akurat na nich, bo i jeden i drugi byli sympatycznymi zawodnikami. Zdobywali jednak bardzo dużo punktów dla swoich zespołów i pewnie to się nie podobało kibicom.

W Lublinie gwizdano także na Gienka Kijowskiego, który był wtedy jednym z najlepszych rozgrywających w lidze

To za sprawą Kena Washingtona, który grał u nas. Kiedyś Gienek stwierdził, że takich „Kenów Washingtonów” to jest na pęczki. I Ken pokazał mu miejsce w szeregu. W meczu przeciwko Lechowi kilkakrotnie ośmieszył Gienka i zdobył ponad 30 punktów. Od tej pory Kijewskiemu ciężko było grać w Lublinie, bo przy każdym jego zetknięciu z piłką rozlegało się buczenie i gwizdanie.

W 1979 r. koszykówka w Lublinie święciła triumfy właśnie za sprawą Kena. Był niewątpliwie magnesem przyciągającym kibiców. Dzisiaj prawie każdy klub ma w swoim składzie obcokrajowców, ale wtedy czarnoskóry koszykarz to było coś niezwykłego.

Ken już w pierwszych meczach w barwach Startu ośmieszał rywali. Był bardzo szybki, skoczny, potrafił podać piłkę w najmniej oczekiwanym momencie, czasami pod nogą. Rywale nie potrafili sobie poradzić z niskim (173 cm) rozgrywającym. Był gwiazdą, zdobywał mnóstwo punktów i nic dziwnego, że po pierwszym sezonie został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi. Potem nie było mu tak łatwo. Przeciwnicy już wiedzieli, że nie można odstąpić go na krok i kryli go na całym boisku. Ale i tak te nasze dwa tytuły brązowych medalistów to przede wszystkim jego zasługa.

Koszykarskie pokolenia

 Jerzy Żytkowski od wielu lat sędziuje w amatorskiej lidze. Cieszy się, że do sportu garnie się wiele młodych osób. – Wśród tych zawodników widzę nowe pokolenia koszykarzy. To synowie, potem wnukowie tych, z którymi kiedyś zetknąłem się na boisku.

Wielu z nich kultywuje rodzinne tradycje. Są tacy, którzy mogliby dzisiaj lub w najbliższej przyszłości wystawić piątkę zawodników – do tego całkiem mocną. Weźmy chociażby takich Karolaków: Piotr, który grał w ekstraklasie najdłużej, Kuba – mistrz i wicemistrz Polski, Bartek gra w czołowym klubie pierwszoligowym, na parkietach ekstraklasy występował także Paweł. I już widać ich następców. I bardzo dobrze, bo każdemu i zawsze powtarzam, że sport jest najlepszą metodą wychowawczą. Wielu z nas, sportowców, wie że życiu jest jak na zawodach – raz się wygrywa, raz przegrywa, ale nigdy nie można się poddawać. Nie byliśmy chowani pod szkłem. Poznaliśmy, co to jest ból, jak smakuje gorycz porażki. To nas nauczyło pokory, dyscypliny i nie załamujemy rąk, kiedy coś nam nie idzie.

Na sporcie się nie dorobiłem

Owszem, pieniądze z tego jakieś były, byliśmy znani, popularni, ale w porównaniu z dzisiejszymi realiami w sporcie zawodowym, to można powiedzieć, że to była amatorszczyzna. Żaden z nas po zakończeniu kariery nie żył z tego, co zarobił grając w koszykówkę. Owszem, ci lepsi zawodnicy dostawali jakieś przydziały na samochód, mieszkanie, ale nikt nie zarabiał takich pieniędzy jak dzisiaj.

My zresztą nie graliśmy dla pieniędzy. Nie było wtedy zresztą sportu zawodowego, agentów, kontraktów. Graliśmy, bo to była nasza pasja. Żyliśmy koszykówką. To nas łączyło. Znaliśmy się jak łyse konie, bo większość z nas nigdy nie zmieniała klubu, nic dziwnego, że spędziliśmy ze sobą tyle czasu razem. Dzisiaj jest tak duża rotacja w drużynach, że wielu koszykarzy nawet nie jest w stanie zapamiętać imion wszystkich kolegów.

Ja i mój rower

Od wielu lat Jerzy Żytkowski oddaje się swojej drugiej pasji – kolarstwu. Rowerem jeździ wszędzie – nawet na małe piwo do Zwierzyńca. Nie ma dla niego niekorzystnej pogody. Chyba, że zimowe zaspy staną na przeszkodzie. Sto czy dwieście kilometrów dziennie nie stanowią dla niego zbytniego problemu. Kiedy mija orlik i widzi grających chłopaków w kosza nie może się jednak oprzeć, żeby choć na chwilę przystanąć i popatrzeć, jak grają. Z koszykówki nigdy się nie „wyleczył”.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
e-Wydanie

Pozostałe informacje

Ksiądz Marek Tworek zginął w wieku 52 lat

Ksiądz zginął w wypadku. Znamy datę jego pogrzebu

Tragicznie zmarły proboszcz parafii pw. Narodzenia NMP w Chmielku zostanie pochowany na biłgorajskim cmentarzu, w swoich rodzinnych stronach. „Dbał o dobro duchowe świeckich i owocnie współpracował z kapłanami” – wspomina diecezja zamojsko-lubaczowska.

Miał być szybki zarobek. Zamiast tego jest puste konto

Miał być szybki zarobek. Zamiast tego jest puste konto

Obiecywali łatwą pracę online i duży zarobek. Mieszkaniec powiatu ryckiego padł ofiarą oszustów i stracił 6000 złotych.

GeForce RTX 5090 za 10299 złotych. Ile będą kosztować inne modele?
GRY I AI
film

GeForce RTX 5090 za 10299 złotych. Ile będą kosztować inne modele?

Nvidia prezentuje nową serię kart graficznych. A przy okazji sporo nowych technologii: DLSS 4, Multi Frame Generation, RTX Neural Faces czy RTX Mega Geometry. Ile to wszystko kosztuje i jaki da efekt?

Nie ustąpił pierwszeństwa. Kierowca uderzył w audi

Nie ustąpił pierwszeństwa. Kierowca uderzył w audi

Dwa pojazdy zderzyły się w miejscowości Wysokie. Kierowca nie ustąpił pierwszeństwa i wjechał w audi jadące drogą krajową.

Wyższe stawki za śmieci w roztoczańskim miasteczku. Za turystów też trzeba płacić

Wyższe stawki za śmieci w roztoczańskim miasteczku. Za turystów też trzeba płacić

Uchwała wprowadzająca podwyżki została przyjęta jesienią. Obowiązuje od początku stycznia. Władze gminy Zwierzyniec przypominają mieszkańcom, że czas stosować się do nowych zasad. Dla niektórych będą to duże zmiany.

Trener Jakub Guz poprowadzi PZL Leonardo Avię Świdnik także w kolejnym sezonie

Trener PZL Leonardo Avii Świdnik zostaje na kolejny sezon

Zanim wybrzmiał pierwszy gwizdek sobotniego meczu PZL Leonardo Avii z AZS AGH Kraków świdnicki klub poinformował o przedłużeniu na kolejny sezon kontraktu z wychowankiem żółto-niebieskich Jakubem Guzem.

 Łoś nie przeżył zderzenia z ciężarówką 3 stycznia w Worońcu

Czarny punkt w Worońcu. Czy tablica ostrzegająca przed łosiami pomoże?

To już kolejne zderzenie z łosiem i to w tym samym miejscu – na drodze krajowej numer 2 w Worońcu. Czy tablica ostrzegawcza "Uwaga na łosie" poprawiłaby sytuację? Taki wniosek wpłynął do GDDKiA.

Uwierzyła, że pomaga policjantom. Seniorka straciła oszczędności

Uwierzyła, że pomaga policjantom. Seniorka straciła oszczędności

Seniorka z Chełma straciła oszczędności życia. Kobieta uwierzyła, że pomaga policjantom rozbić grupę przestępczą.

Zmiany na ławkach trenerskich w zamojskiej klasie okręgowej w przerwie zimowej

Zmiany na ławkach trenerskich w zamojskiej klasie okręgowej w przerwie zimowej

Przerwa w treningach wśród drużyn „najciekawszej ligi świata” powoli dobiega końca. Większość drużyn planuje wznowienie treningów w połowie stycznia, a część z nich przygotowania do piłkarskiej wiosny rozpocznie pod okiem nowych szkoleniowców

Brakuje jednej grupy krwi

Brakuje jednej grupy krwi

Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa poszukuje honorowych dawców. Powoli kończą się zapasy grupy B RhD -.

Rafał Kowalik, burmistrz Szczebrzeszyna

Samorządowiec ma już dość. „STOP plotkom, pomówieniom, manipulacji”

Ja rozumiem krytykę, szczególnie konstruktywną. Nikt nie jest nieomylny. Ja też nie. Ale na hejt, zwłaszcza z tych fałszywych kont nie mogę i nie chcę pozwalać – mówi Rafał Kowalik, burmistrz Szczebrzeszyna. Skłoniły go do tego zachowania internautów w mediach społecznościowych.

Wpływ zastosowania automatycznej kartoniarki na wydajność procesów produkcyjnych

Wpływ zastosowania automatycznej kartoniarki na wydajność procesów produkcyjnych

W dzisiejszym świecie przemysłowym, gdzie efektywność i optymalizacja procesów są kluczowymi czynnikami sukcesu, automatyzacja produkcji staje się koniecznością. Jednym z kluczowych narzędzi, które zrewolucjonizowało proces pakowania, jest automatyczna kartoniarka.

Skórzane kurtki damskie a styl rockowy – jak nosić je z pazurem?

Skórzane kurtki damskie a styl rockowy – jak nosić je z pazurem?

Kurtka skórzana damska to absolutny must-have w szafie każdej miłośniczki mody, szczególnie tej, która inspiruje się stylem rockowym. Choć skórzana kurtka ma swoje korzenie w kulturze muzycznej, jej obecność w modzie codziennej jest nieoceniona. W tym artykule podpowiemy, jak stworzyć drapieżny look, który z pewnością przyciągnie uwagę.

Najlepsze miejsce na kolację i imprezę w Warszawie

Najlepsze miejsce na kolację i imprezę w Warszawie

Szukasz miejsca, które połączy elegancką kolację z niezapomnianą zabawą? SLA Warsaw to odpowiedź na Twoje potrzeby! To jedno z najmodniejszych miejsc w stolicy, które z powodzeniem łączy wyśmienitą kuchnię, wyjątkową atmosferę i tętniącą życiem imprezową przestrzeń.

Zaproś Dziennik Wschodni na studniowkę!

Zaproś Dziennik Wschodni na studniowkę!

Studniówka to wyjątkowy czas – pełen emocji i wspólnej zabawy. Spraw, by ten wieczór stał się niezapomniany nie tylko dla uczestników, ale i dla całego regionu! Zaproś Dziennik Wschodni, aby uwiecznił Twoje wydarzenie i podzielił się jego niezwykłą atmosferą z innymi.

ORLEN BASKET LIGA MĘŻCZYZN
10. KOLEJKA

Wyniki:

Zastal Zielona Góra - MKS Dąbrowa Górnicza 86:73
Górnik Zamek Książ Wałbrzych - Arriva Polski Cukier Toruń 77:63
AMW Arka Gdynia - Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wlkp. 79:91
Start Lublin - Zastal Zielona Góra 91:82
Anwil Włocławek - GTK Gliwice 96:88
King Szczecin - Icon Sea Czarni Słupsk 68:79
PGE Spójnia Stargard - Śląsk Wrocław 69:76
Trefl Sopot - Legia Warszawa 75:109
MKS Dąbrowa Górnicza - Dziki Warszawa 48:63

Tabela:

1. Anwil 10 20 911 - 768
2. Legia 10 17 839 - 793
3. Trefl 10 17 918 - 891
4. King 10 16 849 - 795
5. Start 10 16 926 - 906
6. Dziki 10 16 746 - 726
7. Górnik 10 16 751 - 743
8. Śląsk 10 15 774 - 779
9. Czarni Słupsk 10 14 786 - 769
10. Spójnia 10 14 774 - 788
11. Gliwice 10 14 857 - 904
12. Toruń 10 13 780 - 821
13. Dąbrowa G. 10 13 781 - 827
14. Zielona Góra 10 13 798 - 851
15. Arka 10 13 786 - 842
16. Ostrów Wlkp. 10 13 820 - 893

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!