W meczu Powiślaka z Huraganem padło aż sześć bramek. Obie ekipy powinny jednak strzelić znacznie więcej goli, bo sytuacji było co nie miara. Trzy punkty do domu zabrali piłkarze Damiana Panka, którzy pokonali rywali na ich boisku 4:2.
Mecz rozpoczął się od mocnego uderzenia. Po 65 sekundach już było 0:1. Wystarczył wykop bramkarza, jedno podanie ze środka pola między obrońców w kierunku wychodzącego Mariusza Chmielewskiego i już goście świetnie ustawili sobie zawody. Trzeba przyznać, że to było klasycznie nieporozumienie między obrońcami, a bramkarzem. Golkiper Powiślaka myślał, że stoperzy zatrzymają Chmielewskiego, a obrońcy, że Maciej Wrzosek wyjdzie z bramki i zażegna niebezpieczeństwo.
Gospodarze fatalnie rozpoczęli spotkanie, ale już w czwartej minucie wrócili do gry. Po wybiciu jednego z obrońców Kamil Piasek długo się nie namyślał i z około 15 metrów strzelił z powietrza w krótki róg doprowadzając do wyrównania. Kolejne fragmenty? Najpierw swoje szanse mieli miejscowi, ale skuteczniejszy był Huragan. Patryk Pakuła próbował zagrywać wzdłuż bramki, ale piłka nie dotarła do żadnego z jego kolegów. Wyręczył ich za to Radosław Kursa, który zaskoczył swojego bramkarza.
W 32 minucie Powiślak miał kilka okazji, żeby ponownie doprowadzić do remisu. Najpierw Oskar Gede „uruchomił” na skrzydle Damian Bernata, ale dalekie wyjście bramkarza na chwilę zażegnało niebezpieczeństwo. Na chwilę, bo piłkę przejął Jarosław Milcz i strzelił, ale na linii dobrze interweniował Paweł Komar. Po raz kolejny futbolówkę zebrali jednak miejscowi, a konkretnie Piasek. Jego uderzenie okazało się jednak niecelne.
180 sekund później znowu z dystansu uderzył Piasek, tym razem centymetry nad poprzeczką. Po chwili Mateusz Panasiuk zagrywał głową do bramkarza, albo raczej próbował zagrywać, bo za krótko i we wszystko wmieszał się Milcz, który zdecydował się lobować Wiktora Krasowskiego, ale nie trafił w bramkę.
Końcówka to znowu szanse gości. Najpierw Pakuła z ostrego kąta przegrał pojedynek z bramkarzem, a tuż przed przerwą świetnie między obrońców zagrał Milan Storto. Chmielewski tym razem uderzył jednak nad poprzeczką. „Mario” poprawił się zaraz po wznowieniu gry. W 50 minucie akcja na skrzydle Pakuły i dogranie Huberta Łukanowskiego skończyły się golem na 1:3.
Mimo dwóch bramek straty Powiślak mógł jeszcze spokojnie wrócić do gry. Skuteczność nie była jednak mocną stroną drużyny Radosława Muszyńskiego. Najpierw Milcz z bliska nie potrafił skierować piłki do siatki, a tuż po godzinie gry świetnie zachował się Bernat. „Złamał” akcję ze skrzydła do środka i uderzył po ziemi jednak centymetry obok słupka. Nie strzelili gracze z Końskowoli, a 120 sekund później mecz zamknął Chmielewski, który po przechwycie Pawła Radziszewskiego w sytuacji sam na sam skompletował hat-tricka.
Ostatnie fragmenty meczu? Kolejne okazje, nadal z obu stron. Radziszewski strzelił w słupek, a centrostrzał Kamila Wareckiego wpadł „za kołnierz” Krasowskiemu.
– W tym meczu goli mogło być jeszcze więcej. Obie drużyny grały falami i falami stwarzały sytuacje. Mam spore zastrzeżenia do gry obronnej, w tej lidze żyje się jednak z błędów. We wcześniejszych meczach wyglądaliśmy lepiej w defensywie, ale nie ma co wybrzydzać, bo graliśmy z dobrym rywalem. Powiślak jest groźny zwłaszcza u siebie i na pewno będzie się liczył w grze o piątkę. Dla nas było ważne, żeby tego spotkania przede wszystkim nie przegrać. A udało się wygrać i uważam, że zasłużenie – mówi Damian Panek, trener ekipy z Międzyrzeca Podlaskiego.
Powiślak Końskowola – Huragan Międzyrzec Podlaski 2:4 (1:2)
Bramki: Piasek (4), Warecki (77) – Chmielewski (2, 50, 64), Kursa (28-samobójcza).
Powiślak: Wrzosek – Misiurek, Gontarz, Kursa, Przychodzień (69 Warecki), Gil (69 Drzazga), Gede (65 Szady), Piasek, Bernat, Kłyk (57 Olszewski), Milcz.
Huragan: Krasowski – Łukanowski, Komar, Panasiuk, Warda (88 Pniewski), Grochowski, Radziszewski (85 Kuć), Gavrilov (67 Czumer), Storto (60 Opolski), Pakuła (67 Śledź), Chmielewski.