Pół roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat i dożywotni zakaz pracy z dziećmi. Taki wyrok usłyszał wczoraj były kapelan
Niemiecka policja ustaliła, że na stronę z pornografią dziecięcą wchodził m.in. internauta z Puław. Te informacje przekazała polskiej policji.
Okazało się, że komputer należał do księdza Krzysztofa C. W sierpniu ubiegłego roku policjanci przeszukali jego mieszkanie. Zabezpieczyli komputer, płyty CD i dyskietki. Żadnej pornografii nie znaleźli. Do postawienia księdzu zarzutu i skierowania sprawy do sądu posłużyły jednak ślady połączeń pozostawione w Internecie. W trakcie procesu okazało się, że zdjęcia z pornografią dziecięcą zostały wprawdzie usunięte, ale powołany biegły odzyskał je z pamięci komputera.
- 12 czerwca 2006 roku ksiądz łączył się ze stroną pornograficzną dwukrotnie: tuż po godz. 13, potem po 22. Połączenia trwały po kilka minut - stwierdziła niemiecka policja. Komputer został namierzony dzięki adresowi IP.
Na przesłuchaniu w postępowaniu przygotowawczym ksiądz przyznał, że przeglądał ze swego komputera internetowe strony pornograficzne. Zaprzeczył, aby komukolwiek pokazywał ściągane stamtąd fotografie. Podczas procesu twierdził jednak, że zdjęć nie ściągał, a jedynie je oglądał. Nie umiał wytłumaczyć swojego postępowania.
Obrońca księdza w mowie końcowej przekonywał sąd, że każde wejście na stronę internetową jest technicznym ściągnięciem treści na niej zawartych. A samo wchodzenie na stronę z pornografią dziecięcą nie jest przestępstwem. I dlatego wnosił o uniewinnienie oskarżonego.
Na niekorzyść byłego kapelana świadczyła jednak informacja z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, o jaką poprosił sąd. Wynikało z niej jednoznacznie, że niemiecka policja przesłała do Polski dane wyłącznie tych osób, które ściągały pornografię na swoje komputery. A nie tych, które zdjęcia jedynie oglądały.
Dlatego sąd skazał księdza na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 5 lat, przepadek komputera oraz dożywotni zakaz edukowania, wychowywania i wszelkich form opieki nad dziećmi. Wyrok nie jest prawomocny.
Ksiądz Krzysztof C. w momencie nagłośnienia sprawy przez media pracował jeszcze jako kapelan w puławskim szpitalu. - Wówczas sam poprosił o rozwiązanie stosunku pracy - informuje Marian Jedliński, dyrektor szpitala.
DLA DZIENNIKA
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Wyrok jest surowy. Ale sąd wie, co robi. Trzeba też pamiętać, że to wyrok nieprawomocny. Dlatego reprezentujący oskarżonego adwokat może w apelacji podnieść rażącą niewspółmierność kary. Sprawa wydaje się bardzo interesująca i sam będę czekał na orzeczenie Sądu Okręgowego, jeśli strona oskarżona odwoła się od wyroku.
Not. (pab)