W Pszczółce Start Lublin zanosi się na poważne zmiany. Fatalny mecz z MKS Dąbrowa Górnicza może okazać się końcem przygody z „czerwono-czarnymi” dla Lestera Medforda i Armaniego Moore’a
To już nie są przypuszczenia, ale wydaje się być niemal pewne – obaj zawodnicy pożegnają się z Pszczółką Startem Lublin. Jeżeli mecz z MKS Dąbrowa Górnicza miał być dla nich ostatnią szansą, to śmiało można powiedzieć, że koncertowo ją zmarnowali. Ich wyczyny w tym spotkaniu wołały o pomstę do nieba – zarówno Medford, jak i Moore prześcigali się w niezrozumiałych zagraniach. – W trzeciej kwarcie zrobiliśmy aż 11 strat. Na naszą grę nie dało się patrzeć i wyciągniemy z tego powodu konsekwencje – powiedział po meczu David Dedek. Słowa słoweńskiego szkoleniowca nie są chyba jedynie ostrzeżeniem, bo takie padło już po przegranym w końcówce meczu z Legią Warszawa, kiedy Dedek był wściekły na zespół. Trzeba mieć nadzieję, że działacze teraz wreszcie przejdą ze słów do czynów.
Pierwszymi ofiarami będą najprawdopodobniej Medford i Moore. Medford przychodził do Lublina jako materiał na gwiazdę ligi. Od samego początku jednak w jego grze niewiele się zgadzało. Raziła nieskuteczność w rzutach z dystansu czy spora, jak na rozgrywającego, liczba strat. W sobotę jednak przeszedł samego siebie, kiedy na 2 sek. przed końcem trzeciej kwarty wyrzucając piłkę spod własnego kosza podał wprost w ręce rywala. Wcześniej też nie brakowało kuriozalnych zagrań, takich jak chociażby nieudane podanie w kontrataku do Mateusza Dziemby. Nic dziwnego, że w meczu z MKS Dąbrowa Górnicza Medford miał wskaźnik +/- najgorszy w drużynie.
W przypadku Moore’a wydaje się, że on mentalnie jest już poza drużyną. Jego 8 minut pobytu na parkiecie w trakcie sobotniego spotkania było katastrofalne. Po raz drugi z rzędu nie zdobył żadnego punktu, oddał jeden nieprzygotowany rzut, dwa razy faulował i kilka razy dał się łatwo ograć rywalowi. Symboliczne było również jego zachowanie na ławce rezerwowych, kiedy nie okazywał żadnych emocji w czasie fantastycznej pogoni jego kolegów w czwartej kwarcie.
Lubelskich działaczy czeka teraz trudna misja znalezienia nowego rozgrywającego. Tymczasowo w rozdzielaniu piłek Kamila Łączyńskiego może wspomóc Sherron Dorsey-Walker czy Mateusz Dziemba. Na dłuższą metę jednak to rozwiązanie jest nie do zaakceptowania, bo ta pozycja nie jest naturalna dla obu zawodników. Dużo łatwiej będzie za to zastąpić Moore’a. W tym wypadku nie trzeba nikogo angażować, bo jego obowiązki przejmą Kacper Borowski i Damian Jeszke. Ten drugi wyjątkowo skorzystał na słabszej formie Amerykanina. Początkowo grał bardzo mało, ale z czasem zaczął otrzymywać dużo więcej minut. Jeszke jest bardzo solidnym graczem i nie można mu odmówić zaangażowania. Dla dobra polskiej koszykówki, warto obdarzyć jeszcze większym zaufaniem walczących o każdy centymetr boiska Jeszke czy Borowskiego, niż zniechęconego Moore’a.