Wikana-Start Lublin znalazła się w bardzo trudnej sytuacji po spadku z I ligi. Dalsze funkcjonowanie drużyny jest mocno zagrożone i w przyszłym sezonie "czerwono-czarni” mogą zniknąć z koszykarskiej mapy Polski.
Najlepszy sezon spośród armii zaciężnej zanotował Kamil Michalski. Można się spodziewać, że 24-letni rozgrywający bez problemów znajdzie angaż, w którymś z klubów pierwszej ligi. Podobnie wygląda sytuacja Sebastiana Szymańskiego, który cały czas jest zawodnikiem Turowa Zgorzelec.
– Granie w drugiej lidze mnie nie satysfakcjonuje. Lublin leży dość daleko od mojego domu. Przypuszczam, że znajdę sobie coś bliżej mojego miejsca zamieszkania – powiedział Sebastian Szymański. Można przypuszczać również, że podobnie zachowają się Michał Aleksandrowicz i Piotr Pustelnik.
Lubelscy koszykarze na razie również nie podjęli decyzji dotyczących swojej przyszłości. Na angaż w pierwszej lidze po niezłym sezonie spokojnie mogą liczyć Paweł Kowalski i Przemysław Łuszczewski.
– Zależy nam na zatrzymaniu doświadczonych zawodników w klubie. Przecież oni mogą świecić przykładem dla młodzieży i spełniać się nie tylko w roli zawodników – tłumaczy Arkadiusz Pelczar, prezes Startu S.A.
"Czerwono-czarni” oraz władze Lublina muszą zastanowić się nad drogą, którą powinna obrać lubelska koszykówka. Najbardziej prawdopodobną jest występowanie w drugiej lidze i oparcie składu na własnych wychowankach. Problemem jest jednak brak zdolnej młodzieży.
Z pierwszą drużyną trenowali już Jan Sztajdel, Marian Zaj i Daniel Podlipny, ale obaj jeszcze nie są w stanie ustabilizować formy na wysokim poziomie. Wydaje się, że do kadry powinien zostać włączony Michał Sadło – zdolny 17-latek mierzący aż 204 cm.
– Brak niezłych juniorów to efekt zaniedbań poprzednich ekip. Był przestój w finansowaniu basketu i teraz za to płacimy. Zaznaczam, ze Start bardzo stawia na koszykówkę młodzieżową i jestem przekonany, ze efekty tej pracy będziemy widzieć za 2-3 lata – powiedział Pelczar.
Niestety, równie prawdopodobną opcją jest wycofanie drużyny seniorów z rozgrywek drugiej ligi lub zgłoszenie jej o szczebel niżej. – Potrzebujemy wsparcia ze strony miasta. Nie da się udźwignąć wszystkiego na środkach pochodzących od sponsorów. Miasto musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lublinian interesuje koszykówka na dobrym poziomie – dodaje Pelczar.
Niepoprawni optymiści wciąż liczą, że "czerwono-czarnych” w przyszłym sezonie zobaczymy w pierwszej lidze. Miałoby to nastąpić dzięki wykupieniu przez Start dzikiej karty. Problem w tym, że na pierwszym froncie w przyszłym sezonie będzie występować szesnaście zespołów i nie zanosi się, aby któryś z nich dobrowolnie zrezygnował z tej klasy rozgrywkowej.
Poza tym budżet, jakim dysponowali startowcy w tym sezonie sprawiłby, że kibice znowu oglądaliby dramatyczną walkę o utrzymanie. – Na pierwszą ligę potrzeba co najmniej 800 tys. zł. W tym sezonie mieliśmy zaledwie nieco ponad połowę tej kwoty, więc można powiedzieć, że wylądowaliśmy tam, gdzie jest nasze miejsce – kończy prezes.