Rozmowa ze szkoleniowcami lubelskiego Motoru, trzema panami K
• Panów współpraca zawsze układa się dobrze? Nie spieracie się, na przykład przy ustalaniu składu?
Ryszard Kuźma: - Potrafimy razem pracować, a to najlepiej świadczy o tym, że stanowimy zgrany zespół. Oczywiście zdarzają nam się spory, czasami wręcz ostre dyskusje. Ja należę do ludzi, którzy potrafią słuchać, nie zamykam się przed innymi argumentami. Czasami nawet zastanawiam się, czy nie rozmawiamy zbyt mało. Ale i tak udaje nam się obrać wspólną strategię, chociaż to ja odpowiadam za wszystkie decyzje. Taka jest też rola pierwszego trenera, rozliczanego z efektów pracy i z wyników drużyny.
Mirosław Kosowski: - Przy ustalaniu składu pierwszy trener zawsze pyta nas o zdanie. Przeważnie akceptuje propozycje. Ale nie zawsze jesteśmy jednomyślni. Szczegółami nie będę raczył kibiców, ponieważ uważam, że pewne sporne kwestie powinny pozostać w naszej trenerskiej rodzinie. Poza tym kontrowersji nie było zbyt dużo. Cały czas wymieniamy swoje racje. Ja także lubię słuchać innych. Czasami i od kibiców płyną interesujące sygnały. Wszystko staram się analizować.
Zygmunt Kalinowski: - Najważniejsze, że możemy sobie ufać. Każdy z nas wie co ma robić.
R. K.: - Zygmunt ma wolną rękę. Najlepiej wie jak szkolić bramkarzy. Z kolei Mirek wprowadził sporo świeżej krwi. Jest bardzo ambitny i nie muszę się martwić o jakość jego pracy.
• Wyczynowy sport pochłania dużo czasu. Panów zajęcia wiążą się z częstymi wyjazdami. Jak znoszą to małżonki.
Z. K.: - Po tylu latach żona zdążyła się przyzwyczaić do moich częstych podróży, do długich nieobecności w domu. Wie, że to jest wpisane w moje zajęcie.
M .K.: - Nie jest tak źle. Marynarze i ich żony mają gorzej.
• Rozłąkę rekompensują wypłaty przynoszone do domu...
Z. K.: - Pensji nie widziałem od wielu miesięcy i to bardziej denerwuje małżonkę niż moja nieobecność. Życie na kredyt nie należy do przyjemności. Za mieszkanie, prąd, gaz trzeba płacić regularnie. Nikogo nie obchodzą finansowe kłopoty klubu. Obietnicami nie utrzymam rodziny. Jeżeli znoszę taki stan rzeczy, to tylko dlatego, że futbol jest częścią mojego życia, a w wieku 59 lat trudno szukać innego zajęcia.
M. K.: - Na opłaty nikt nie chce poczekać. Wcale nie jest nam łatwo rozmawiać na ten temat. Nie lubię się skarżyć, jednak wytrzymałość ma swoje granice. Cały czas mamy nadzieję, że przynajmniej pod względem organizacyjnym w klubie coś zmieni się na lepsze.
R. K.: - Jeżeli nie przyniosę pieniędzy na czas, to domową atmosferę najlepiej oddają słowa piosenki Budki Suflera: - "Sza, cicho sza, czas na ciszę.”
• W przerwie zimowej z zespołu odeszło czterech kluczowych zawodników. Ubyło też kilku zmienników. Czy nowi piłkarze zrekompensują straty? Czy siłą Motoru nadal będzie zespołowość?
Z. K. - Moim zdaniem to będzie inna drużyna, ale dopiero walka o ligowe punkty będzie jej sprawdzianem.
M. K.: - Zimą doszło do dużych roszad personalnych. Ja tylko mogę mieć nadzieję, że zespół nie straci swojego charakteru. Pewność będziemy mieli dopiero po kilku meczach. Ale samo zgranie jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Na wynik składają się różne czynniki.
R. K.: - Już mówiłem, że nie udało się doprowadzić do wszystkich transferów, które planowaliśmy. Ale nie ma sensu zastanawiać się co by było, gdyby inni gracze do nas dołączyli. Mamy konkretną kadrę, która będzie walczyła o utrzymanie się w lidze. Nie stać nas na spektakularne wzmocnienia. Nie jesteśmy takimi potentatami jak Śląsk, Arka Gdynia czy Wisła Płock, w której podobno płaci się niektórym zawodnikom 30 tys. zł miesięcznie. Wrocławski samorząd nie pożałował dotacji klubowi, wspierając go kwotą 5 mln zł. My możemy tylko pozazdrościć, ale nikt z nas nie zamierza załamywać rąk. Tylko pokazuję, jakie są dysproporcje pomiędzy poszczególnymi drugoligowymi drużynami. Z kim się zmierzymy. Na szczęście to tylko sport i o rezultatach nie zawsze decyduje obfitość pieniędzy.
• Jak wypadają porównania dzisiejszego futbolu, do tego sprzed lat?
R. K.: - Zygmunt grał w czasach, kiedy przedsiębiorstwa patronowały klubom sportowym. Nie było pojęcia gospodarki rynkowej, nikt nie martwił się o byt, chociaż nie było też takich możliwości rozwoju jak na Zachodzie. Dziś w każdej dziedzinie musimy odrabiać zaległości. A brak boisk piłkarskich w Lublinie jest najlepszym przykładem, ile przed nami pracy. Ja jestem z epoki przełomu, kiedy padały stare struktury. Mirek działa już w nowej rzeczywistości, z którą nie wszyscy potrafią sobie poradzić. Pod względem sportowym Zygmunt nie ma powodów do narzekania. Jako znakomity zawodnik trafił na złoty okres polskiego futbolu. Szkoda, że tamte sukcesy nie zostały należycie wykorzystane.
Z. K.: - Najlepsi piłkarze mogli grać tylko w kraju. Droga do zagranicznych klubów była zamknięta. Dzisiaj nie ma żadnych przeszkód. Nawet przeciętni kopacze mogą trafić do zachodnich drużyn. My mogliśmy o tym tylko pomarzyć, tak samo jak o dobrym sprzęcie sportowym. W Śląsku Wrocław była tylko jedna para rękawic bramkarskich na trzech zawodników. Na treningi zakładałem wojskowe rękawiczki i to musiało nam wystarczyć. Warunki były spartańskie.
R. K.: - Sama gra jest tak inna, że trudno ją porównywać. Dziś jest szybsza, nikt nie może pozwolić sobie na dłuższe przestoje.
M. K.: - Na pewno najmniej zmieniła się technika, sama zasada operowania piłką. Inna jest taktyka, udoskonalono metody przygotowania motorycznego. Wielkie laboratoria pracują dla wielu klubów i trenerów. Bardzo ważnymi czynnikami są medycyna sportu i higiena żywienia.
Z. K.: - Kiedyś zjadło się schabowego lub smażoną kiełbasę i na boisko.
M. K.: - Pojawiła się psychologia sportu.
R. K.: - Dziś szkoleniowiec musi brać pod uwagę więcej elementów. Zawód trenera wiąże się z nieustanną nauką. Trzeba śledzić wszystkie nowinki. Rozwój techniki udoskonalił też metody obserwacji. Mecze można filmować kilkoma kamerami, a później bardzo dokładnie przeanalizować grę każdego piłkarza. Pomocne są specjalne programy komputerowe.
• Korupcja?
Z. K.: - Za moich czasów nikt o tym nie mówił. Nie używało się takiego określenia, najwyżej... koleżeńska przysługa. Jak przyjaciele poprosili, żeby wygrać z ich najgroźniejszymi przeciwnikami, to staraliśmy się pomoc. Jednak nie za pieniądze.
R. K.: - Najlepiej trzymać się daleko od takich spraw i spać spokojnie.
• Dlaczego panowie wybrali trenerski fach?
R. K.: - Aby robić to co lubię i to jest największą frajdą. W tym zawodzie chyba mogę najlepiej się realizować, chociaż nie przepadam za podwyższoną adrenaliną i za wydawaniem poleceń.
M. K.: - Nie wyobrażam sobie innego zajęcia. Tak jak trener Kuźma, lubię to co robię. Piłkę nożną uprawiam od dziecka, ta dyscyplina jest moją pasją.
Z. K.: - Robię to, na czym najlepiej się znam. Ta praca daje mi największą satysfakcję. Jestem częścią piłkarskiego środowiska i tak już pozostanie.