Zespół Jurija Szatałowa przegrał czwarty mecz z rzędu, tym razem z Zagłębiem Lubin.
Po trzeciej kolejnej porażce, w dodatku w bardzo słabym stylu, Jurij Szatałow dokonał kilku zmian w składzie. W wyjściowej jedenastce znaleźli się wracający po kontuzjach Leandro i Grzegorz Piesio, pauzujący ostatnio za kartki Jakub Świerczok, a także Tomasz Nowak, do którego trener miał pretensje za straconą bramkę w Białymstoku.
Ale jeśli ktoś sądził, że te roszady diametralnie odmienią Górnika, musiał być rozczarowany. Gospodarze nie próbowali narzucić własnego sposobu grania, czekając na to, co zrobią rywale. Zagłębie częściej utrzymywało się przy piłce, próbując ataku pozycyjnego. „Zielono-czarni” natomiast liczyli na kontrataki, ale okazji do tego nie mieli. Nie konstruowali sensownych akcji, dlatego poza kilkoma niecelnymi kopnięciami z dystansu nie byli w stanie zagrozić lubinianom. A ponieważ przyjezdni też nie pokazywali nic wielkiego, to obaj bramkarze byli praktycznie bez zajęcia.
Do 37 min. Wówczas Filip Starzyński przyjął sprytnie piłkę, minął rywal i mocno uderzył na bramkę. Dziugas Bartkus zdołał odbić futbolówkę, ale wobec poprawki Krzysztofa Piątka był już bezradny. Ten gol częściowo obciąża konto Tomislava Bożicia, bo napastnik „Miedziowych” za łatwo uwolnił się spod jego opieki. Łęcznianie mogli szybko wyrównać, lecz pod dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jakub Świerczok główkował minimalnie obok słupka. Jeszcze mniej zabrakło rywalom, bo tuż przed końcem pierwszej części Dorde Cotra z rzutu wolnego trafił w słupek.
Statystyki były bezlitosne – Górnik przegrywał 0:1, w celnych strzałach 1:2, a jeszcze gorsze wrażenie robił pod względem agresywności i determinacji.
– Za dużo miejsca zostawiamy Zagłębiu, zwłaszcza kiedy wchodzi na naszą połowę – mówił w przerwie Krzysztof Danielewicz i może dlatego na drugą odsłonę już nie wyszedł, zmieniony przez Pawła Sasina. – Chciałem udowodnić, że jestem prawdziwą „dziewiątką”, dlatego bardzo cieszę się ze strzelonej bramki. Szkoda, że nie zdobyliśmy drugiej, bo potem grałoby się dużo spokojniej – dodał Krzysztof Piątek.
Źle dla Górnika skończyła się pierwsza część i równie źle rozpoczęła druga. W 50 min Łukasz Bogusławski nie był w stanie zatrzymać Jarosława Kubickiego, więc ten założył „siatkę” Bartkusowi. No i od tej chwili Zagłębie mogło już grać spokojnie. Może nawet robiło to za bardzo, bo „zielono-czarni” zaczęli wreszcie stwarzać sobie jakieś szanse.
Mimo to strzały Grzegorza Piesio oraz „główki” Świerczoka i Bożicia nie zmieniły wyniku, a tym bardziej fatalnego wrażenia. Dziwić też powinno, że przy rezultacie 0:2 Szatałow zamiast postawić wszystko na jedną kartkę i ofensywę, zmienił napastnika za napastnika. Dlatego zdejmowany z boiska Świerczok, nawet nie zaszedł na ławkę, tylko prosto ruszył do szatni.
Łęcznianie przegrali zasłużenie i równie zasłużenie pożegnały ich głośne gwizdy. Po czwartej porażce z rzędu znaleźli się w bardzo trudnym położeniu, tuż nad strefą spadkową. – Pierwszą połowę zagraliśmy bardzo słabo, za nisko i to się zemściło bramką. Na przerwę schodziliśmy jeszcze z wiarą, ale kiedy wyszliśmy na drugą połowę od razu dostaliśmy drugiego gola. Walczyliśmy przynajmniej o trafienie honorowe, ale nie udało się. Wygrał zespół lepszy. Już w Białymstoku nie stwarzaliśmy sytuacji, ale teraz nie było dużo lepiej. Jak nie zaczniemy strzelać celnie, to nie będzie też goli – skomentował na gorąco Tomasz Nowak.
Górnik Łęczna – Zagłębie Lubin 0:2 (0:1)
BRAMKI
0:1 – Krzysztof Piątek (37), 0:2 – Jarosław Kubicki (50)
SKŁADY
Górnik: Bartkus – Mierzejewski, Pruchnik, Bożić, Leandro – Bonin, Danielewicz (46 Sasin), Bogusławski (68 Tymiński), Nowak, Piesio – Świerczok (78 Śpiączka).
Zagłębie: Polacek – Todorovski, Guldan, Dąbrowski, Cotra – Woźniak, Kubicki, Ł. Piątek, Starzyński (81 Rakowski), Janoszka (75 Janus) – K. Piątek (87 Papadopulos).
Żółte kartki: Pruchnik – Kubicki. Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów: 3011.