Już po meczach sobotnich Górnik znalazł się pod kreską, bo najgroźniejsi rywale, również walczący o utrzymanie, wzbogacili swoje konta punktowe.
Jednak za nim wydarzenia piłkarskie znalazły się na pierwszym planie, doszło w klubie do rewolucji. I wcale nie chodziło zmianę trenera, choć o niej mówiło się najgłośniej.
Prezes Waldemar Piotruk postawił przed Tadeuszem Łapą i zespołem konkretne zadanie: cztery punkty w dwóch meczach. Ale już w środę, po przegranej z Sandecją, stało się jasne, że ultimatum nie zostanie zrealizowane. Los szkoleniowca zdawał się być przesądzony, bez względu na wynik w Pruszkowie.
Lecz zamiast tej roszady, w Górniku nastąpiła inna. W piątek Waldemar Piotruk nieoczekiwanie złożył rezygnację z funkcji prezesa, która została przyjęta. Tego chyba nikt się nie spodziewał. – Nie chcę mówić o powodach – odparł lapidarnie Piotruk.
Jego miejsce zajął Krzysztof Dmoszyński. Natomiast Tadeusz Łapa otrzymał do pomocy Mirosława Jabłońskiego, którego do sztabu szkoleniowego włączono jako trenera-konsultanta.
Zatrudnienie nowych osób, wzmocnienie sztabu, niestety nie wpłynęło pozytywnie na postawę drużyny w Pruszkowie. Górnik przegrał trzecie spotkanie z rzędu. I znowu nie zdobył gola. Co więcej, nie stworzył nawet sytuacji podbramkowych.
Podobnie było w meczach z Pogonią Szczecin i Sandecją. Zresztą, w całej rundzie "zielono-czarni” mają problemy z wypracowaniem zagrożenia w polu karnym przeciwników. Jedyny strzał w światło bramki goście oddali dopiero w doliczonym czasie. Ale i ten padł z pozycji spalonej... Nie wszystko da się wytłumaczyć kontuzjami, choć lista nieobecnych została jeszcze powiększona o Sławomira Nazaruka, który nabawił się urazu barku.
Łęcznianie po prostu prezentują się bardzo słabo, a w ich poczynaniach brakuje jakiejkolwiek koncepcji. I jeśli to szybko nie ulegnie poprawie, drużyna, która miała walczyć o ekstraklasę, spadnie do drugiej ligi. – Nie możemy mówić, że to kryzys, pech, czy też brak szczęścia. Zwyczajnie przeciwnik był od nas lepszy i tyle – przyznał szczerze Radosław Bartoszewicz, na oficjalnej stronie klubu.
Losy spotkania rozstrzygnęły się po przerwie, bo Górnik znowu popełnił proste błędy w obronie. W 50 min po dośrodkowaniu z na rzut rożnego celnym strzałem głową popisał się Błażej Radler, kiedyś testowany przez łęcznian. A sprawę definitywnie przesądził Tomasz Feliksiak, były zawodnik Górnika, też po uderzeniu głową.
Znicz Pruszków - Górnik Łęczna 2:0 (0:0)
Bramki: Radler (51), Feliksiak (87).
Znicz: Bieniek – Radler, Klepczarek, Kowalski, Januszewski, Feliksiak, Kasperkiewicz (82 Osoliński), Falkowski, Rackiewicz, Biliński (68 Wojciechowski), Tatara (60 Chałas).
Górnik: Prusak – P. Bronowicki (62 Oziemczuk), Bartkowiak, Karwan, Radwański, Nakoulma, Bartoszewicz, Stefaniuk, Niżnik (62 Nazaruk, 67 Niedziela), Kazimierczak, Surdykowski.
Żółte kartki: Falkowski, Radler, Feliksiak, Wojciechowski (Znicz).
Sędziował: Michał Mularczyk (Skierniewice).