Rozmowa z Sebastianem Madejskim, bramkarzem Motoru Lublin
- Masz już za sobą pierwszy, oficjalny mecz w nowych barwach. Jak oceniasz swój występ w Pucharze Polski przeciwko Avii Świdnik?
– To na pewno było ciężkie spotkanie. Wiadomo, że było troszeczkę sytuacji podbramkowych, a przede wszystkim bardzo dużo wrzutek. Trochę pracy było, ale uważam, że ogólnie jako drużyna, jak na ten okres przygotowań pokazaliśmy się z dobrej strony.
- Jako czołowy bramkarz drugiej ligi miałeś pewnie oferty także z zaplecza ekstraklasy. Dlaczego w takim razie zdecydowałeś się akurat na przenosiny do Lublina?
– Tak naprawdę Motor był najkonkretniejszy. A do tego pierwszy wyszedł z ofertą. Nalegali na to, żebym bardzo szybko zjawił się w Lublinie. A ja także nie chciałem czekać, bo mój kontrakt wygasł 30 czerwca i nie chciałem pozostawać zbyt długo bez treningów. Zdecydowałem się na Motor i bardzo się z tego cieszę.
- Pewnie nie było łatwo opuścić drużyny w takim momencie sezonu?
– Dokładnie. Szczerze mówiąc razem z narzeczoną chcieliśmy zostać w Elblągu. To rozstanie przyszło z lekkim bólem. Aczkolwiek gdyby trener Nocoń został w klubie, to myślę, że doszlibyśmy do porozumienia. Nie było jednak szkoleniowca i nie było już tematu pozostania w Olimpii.
- W lecie Motor pozyskał także Seweryna Kiełpina. Jak układa się wasza współpraca? W końcu jeden z was jednak będzie musiał pogodzić się z byciem rezerwowym...
– Wszystko układa się dobrze, nie ma na pewno żadnych zgrzytów. Atmosfera jest bardzo dobra i myślę, że fajnie będzie się nam wspólnie pracowało. Nie ma też co ukrywać, że zapowiada się ciekawa rywalizacja o miejsce między słupkami.
- Parę ładnych lat grałeś w drugiej lidze i znasz te rozgrywki. Czy Motor od razu w pierwszym sezonie jest w stanie odegrać czołową rolę?
– Myślę, że tak. Nie ma co ukrywać, że liga jest dość specyficzna. Moim zdaniem bardzo fizyczna. Jeżeli będziemy jednak w stanie przystosować się do warunków, jakie tam panują i dostosujemy się do tego, jak liga wygląda, to wierzę, że możemy sprawić miłą niespodziankę.
- Mówi się, że łatwiej awansować z drugiej ligi niż z trzeciej. Jak podchodzić do tego tematu?
– To jest prawda. Patrząc po tym, jak wygląda format ligi, to o awans bije się znacznie więcej drużyn. Faktycznie awansują trzy. A w trzeciej lidze trzeba zająć pierwsze miejsce, bo awansuje tylko jedna drużyna. Tutaj mamy ten handicap, że są jeszcze baraże. Dlatego szanse wydają się większe, bo nawet z szóstego miejsca można zapewnić sobie promocję.
- Zanim zdecydowałeś się podpisać umowę z Motorem wypytywałeś na temat klubu byłych kolegów? Chociażby Piotra Darmochwała, z którym grałeś w Wiśle Puławy?
– Akurat z Piotrkiem nie miałem kontaktu. Tak naprawdę mój transfer to zasługa trenera Arkadiusza Onyszki. Cały czas byliśmy na łączach. I tak się wszystko potoczyło, że wylądowałem w Lublinie. I cieszę się, że tak wyszło.