W weekend siódma seria gier w grupie czwartej. Kibice zacierają ręce zwłaszcza na mecz w Puławach, gdzie tamtejsza Wisła zmierzy się w z Lewartem Lubartów. Tak się składa, że w drużynie gości występuje sporo zawodników doskonale znanych przy ul. Hauke-Bosaka. Zawody zaplanowano na niedzielę (godz. 17)
Obie drużyny są ostatnio na fali. Nikt nie znalazł jeszcze sposobu na drużynę Mariusza Pawlaka, która w środę wygrała szósty mecz z rzędu. Tym razem w Dębicy 2:0. Znowu różnicę zrobili doświadczeni gracze, którzy dołączyli do zespołu w lecie: Adrian Paluchowski i Emil Drozdowicz. Ten pierwszy zapisał już na swoim koncie cztery bramki. A drugi jest gorszy o jednego gola. Co więcej, popularny „Paluch” już dwa razy przesądzał o wygranych Wisły w meczach z: Wólczanką i Chełmianką.
Beniaminka z Lubartowa czeka w niedzielę trudne zadanie. Puławianie mają najlepszy atak w grupie czwartej. Do tej pory pokonywali bramkarzy rywali aż 17 razy. Z drugiej strony problemy pojawiały się w defensywie, bo Kacper Kołotyło dopiero w ostatniej kolejce po raz pierwszy zachował czyste konto.
Mateusz Pielach spotka na boisku kilku dawnych kolegów z drużyny. W Lewarcie grają przecież: Konrad Nowak, Arkadiusz Maksymiuk, Michał Budzyński, Konrad Szczotka, czy Krystian Żelisko. Ten pierwszy będzie już do dyspozycji po pauzie za czerwoną kartkę z Sandomierza. Trzeba jeszcze dodać, że trenerem gości jest kolejny z byłych graczy Wisły – Tomasz Bednaruk. Jak piłkarze beniaminka podejdą do tego spotkania?
– W klubie z Puław występowałem ostatni raz w 2013 roku, więc kilka ładnych lat już minęło. Mam jednak sporo dobrych wspomnień i wielu znajomych. Na pewno miło będzie wrócić. Chyba rzeczywiście, to będzie wyjątkowe spotkanie. Wiadomo, że nie tylko dla mnie. Sporo chłopaków od nas miało znacznie dłuższą historię w Wiśle. Myślę, że będą chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. A nasz młody zespół postara się przeciwstawić najlepszej drużynie w lidze i sprawić niespodziankę w Puławach – mówi trener Bednaruk.
Lewart też nie ma się ostatnio czego wstydzić. O mały włos w środę nie wygrał trzeciego meczu z rzędu. Prowadził z ŁKS Łagów 2:0, ale w 89 minucie rywale doprowadzili do remisu. Spory wpływ na końcowy wynik miała jednak kontrowersyjna decyzja sędziego. Tuż przed golem na 2:2 Michał Budzyński był faulowany, co było widać wyraźnie po ranie na nodze i uszkodzonym ochraniaczu. – Mamy olbrzymi niedosyt i pretensje do sędziów. Mecz był zacięty, twardy, ale i dobry. Arbitrzy nie dostosowali się jednak do tego, niezłego poziomu – wyjaśnia opiekun klubu z Lubartowa.