Rozmowa z Jarosławem Milczem, nowym zawodnikiem Lublinianki Lublin
- Start Krasnystaw zajmuje piąte miejsce w tabeli Hummel IV ligi, a Lublinianka trzecie, ale od końca. Dlaczego w takim razie zdecydował się pan wrócić na Wieniawę?
– Przede wszystkim ze względu na sprawy logistyczne. Dojazdy do Krasnegostawu kosztowały mnie sporo czasu. Praca i malutki synek spowodowały, że nie wyrabiałem, doba ma tylko 24 godziny. Musiałem postawić na sprawy prywatne.
- To był jedyny powód?
– Jasne, że nie. Chciałem też pomóc Lubliniance. Nie ukrywam, że to mój klub, jestem jego wychowankiem. Źle się patrzyło na to wszystko, co się ostatnio działo. Wracam po razu drugi, żeby pomóc w walce o utrzymanie. Nie chcę pozwolić, żeby taki klub znalazł się w klasie okręgowej. To nie jest jego miejsce. I tak moim zdaniem jest zbyt nisko.
- Gdzie w takim razie powinna występować Lublinianka?
– Uważam, że przynajmniej w trzeciej lidze. Przychodząc tutaj zastałem młody zespół, ale bardzo ambitny, walczący do końca i dobry piłkarsko. Brakowało jednak doświadczenia. Chłopaków trzeba nakierować i pokazać im, że czasami nie warto walczyć w dwa ognie, a lepiej trochę się cofnąć. Tego brakowało, czasami przegrywali po głupich błędach, na pewno kilka punktów uciekło. Widać, że młodzież czuje się teraz pewniej. Jestem naprawdę dobrej myśli. Zawirowania mamy za sobą, pojawiają się sponsorzy, więc wydaje się, że wszystko idzie wreszcie w dobrym kierunku.
- W zespole brakowało doświadczenia, ale i „dziewiątki”, która gwarantuje kilkanaście bramek, a czasami zrobi coś z niczego…
– Rozmawialiśmy z trenerem Zającem i wiem, że byłem jednym z głównych celów transferowych. Naciskali na transfer i udało się dogadać. Uważam jednak, że solidnych wzmocnień było więcej. Przemek Kanarek przychodzi, żeby być ostoją defensywy. Ustawia chłopaków w obronie, podpowiada, jest takim głównodowodzącym. Po naszym przyjściu dużo się zmieniło w defensywie, taka osobowość z doświadczeniem naprawdę bardzo się przyda. Widać od pierwszego sparingu, że chłopaki dużo się uczą. Bartek Poleszak i Piotrek Pacek też mają dużo jakości i na pewno mamy silniejszy zespół niż jesienią.
- W zimowych sparingach przegraliście chyba tylko z trzecioligową Świdniczanką…
– Też mi się wydaje, że była tylko jedna porażka, jeden remis, a reszta to zwycięstwa (śmiech). Za nami ciężka zima, przepracowaliśmy ją naprawdę mocno. Ze sparingu na sparing wyglądaliśmy też coraz lepiej, a współpraca między nami się zazębiała. Lepiej wychodziły nam stałe fragmenty gry, ogólnie wszystko, oby w lidze było tak samo.
- Nie wychodziły tylko rzuty karne. Co z tymi jedenastkami? Pudłowaliście w trzech kolejnych meczach…
– To musiał być po prostu przypadek. Szczerze, to bardzo rzadko zdarzało mi się nie wykorzystywać karnych. Czasami jednak tak bywa, że się nie trafia i tyle. Teraz jesteśmy wyznaczeni: ja, Przemek Kanarek i Piotrek Pacek. Okaże się, kto ostatecznie będzie strzelał.
- Mecz kolejki w pierwszej serii gier chyba odbędzie się właśnie na Wieniawie. Zagracie z KS Cisowianka Drzewce, w której nie brakuje znajomych z Powiślaka Końskowola…
– Dokładnie tak, wiem, że jest sporo ludzi z Końskowoli, także prezes. To taki Powiślak sprzed trzech-czterech lat (śmiech). Na papierze wyglądają naprawdę super, na boisku zresztą też. Gwarantują sporą liczbę bramek, jest kilka ciekawych nazwisk, zarówno bardziej doświadczonych zawodników, jak i młodzieży. To dobry i poukładany zespół, a dla nas na pewno trudny sprawdzian na początek. Naszym celem jest jednak utrzymanie i każdy punkt będzie na wagę złota. Na tym się skupiamy, żeby punktować w każdym spotkaniu. Wiadomo, że boiska na początku rundy nie będą najlepsze. Dlatego liczyć się będą przede wszystkim cechy wolicjonalne i charakter. Przejście ze sztucznej nawierzchni na naturalną nie jest takie łatwe. Nogi inaczej odczuwają taką murawę, a piłka też chodzi zupełnie inaczej. Od tego tygodnia ćwiczymy jednak na normalnej trawie i liczymy na dobre otwarcie rundy.