Rozmowa z Jackiem Bąkiem, byłym reprezentantem Polski w piłce nożnej.
– Prawdę mówiąc, wcale za tym nie tęsknię. Od maja nie miałem na sobie nawet butów piłkarskich! Choć w piłkę oczywiście grałem, ale jedynie z przyjaciółmi na plaży. Na bosaka. Z pomysłem zakończenia kariery nosiłem się dość długo, odkąd wróciłem z Kataru. Już wtedy miałem ochotę skończyć z piłką, ale dostałem fajną ofertę z Austrii Wiedeń i sprawy trochę przesunęły się w czasie.
• Nie żal, że na koniec nie pograł pan trochę w polskiej lidze?
– Jak widać, żaden z działaczy nie wykazał się na tyle dużą determinacją, aby mnie do siebie ściągnąć. Zresztą, to byłoby trochę naciągane. Bo być, a grać, to coś innego. Ja przecież mam już swoje lata. Chociaż, jak oglądam czasem skróty z naszej ekstraklasy, to wydaje mi się, że dałbym jeszcze radę.
• Co chwila pojawiają się nowe plotki na temat Jacka Bąka. Głośno było o objęciu przez pana posady dyrektora sportowego Motoru Lublin i o występach w Zagłębiu Sosnowiec. Ile w tym prawdy?
– Temat Motoru to była jakaś bajda. Natomiast z Sosnowca faktycznie dostałem ofertę. Zadzwonił do mnie prezes Dariusz Kozielski i powiedział, że szuka stopera. Myślałem, że chciał, żebym mu kogoś polecił. Ale nie, on chciał mnie!
• I co mu pan odpowiedział?
– Że zgłosił się trochę za późno, bo zakończyłem już karierę.
• A pracę w Motorze w ogóle bierze pan pod uwagę?
– Jeżeli sytuacja w klubie trochę się unormuje, to dlaczego nie? Lublin to moje miasto, a Motor to mój klub. Wszystko jednak musi odbywać się na realnych zasadach. Najpierw musi powstać stadion. O ile oczywiście plany nie spalą na panewce. Wierzę jednak, że tak się nie stanie. Skoro piękne obiekty mogły powstać nawet w RPA, to czemu nie w Lublinie, największym polskim mieście po tej stronie Wisły...
• Wspomniał pan o RPA. Mistrzostwo świata dla Hiszpanii było zaskoczeniem?
– Spodziewałem się tego. W gronie faworytów znajdowali się jeszcze Niemcy, Argentyna i Brazylia. Byłem przekonany, że któryś z tych zespołów zdobędzie tytuł. Choć oczywiście żałuję, że nikt nie pokusił się o niespodziankę. To przecież one dodają futbolowi smaku.
• Za kogo ściskał kciuki Jacek Bąk?
– Jak zawszę za Francję, moją drugą ojczyznę.
• To pewnie zabolała pana afera, która wybuchła wokół "Trójkolorowych”?
– Takie rzeczy nie mogą się dziać. Jeżeli już doszło do zgrzytu między zawodnikami i trenerem, to sprawa nie powinna wydostać się na światło dzienne. Ktoś jednak powiedział jedno słowo za dużo i wybuchł olbrzymi skandal. Szkoda, bo to głównie z tego powodu Francuzi wrócili z mistrzostw na tarczy.
• Jak ocenia pan poziom sędziowania na tym turnieju?
– Było kilka pomyłek, które absolutnie nie powinny się przytrafić. Nie może być tak, że ktoś przygotowuje się do imprezy przez kilka lat, wydaje miliony euro, zatrudnia cały sztab ludzi, a błąd jednego człowieka pozbawia go złudzeń.
• Wróćmy na nasze podwórko. W ostatnim czasie nasza liga bardzo się wyrównała, na plus czy jednak na minus?
– Zdecydowanie na plus. Lech Poznań, Legia Warszawa czy Wisła Kraków zawsze będą w czubie. Ale mniejsze kluby pokazują, że je także stać na rywalizację z możnymi polskiego futbolu. Jagiellonia Białystok czy Korona Kielce to świetne przykłady. Życzę im, aby utrzymały formę i awansowały do europejskich pucharów.
• "Kolejorz” w ekstraklasie spisuje się przeciętnie, ale na europejskiej arenie robi jednak furorę. Przypadek czy efekt systematycznej pracy?
– Sam jestem w szoku, że zespół, który walczy jak równy z równym z Juventusem Turyn i Manchesterem City gubi, punkty z ligowymi szaraczkami.
• Niestety inne polskie zespoły nie radzą sobie w Europie tak dobrze, jak Lech. Z czego to wynika?
– Najprościej byłoby powiedzieć, że z umiejętności. Ale przecież Jagiellonia nie była dużo słabsza od Arisu Saloniki, który wyszedł z grupy Ligi Europy. Wisła czy Legia też są silne kadrowo. Prawda jest taka, że by zdziałać coś za granicą, trzeba mieć charakter, jak piłkarze Lecha. Poznaniacy nabrali go przy Franciszku Smudzie i to nadal procentuje.
• Smuda jest trenerem reprezentacji, a ta zawodzi.
– To fakt, ale postęp także jest widoczny. I to z każdym kolejnym spotkaniem. Na razie kadra nie gra, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale trzeba wierzyć, że będzie lepiej.
• Selekcjoner powiedział, że ma dziewięćdziesiąt procent kadry na mistrzostwa Europy. To możliwe?
– Trener nie ma większego pola manewru. Wybiera między wąską grupą zawodników, reprezentującą odpowiedni poziom. Oczywiście, zawsze ktoś z zewnątrz może wskoczyć do składu. Pozostaje dopracować detale i liczyć, że najlepsi piłkarze będą unikać kontuzji i regularnie grać w swoich klubach.
• Wszystko wskazuje na to, że w "biało-czerwonych” barwach nie zagrają już Artur Boruc i Michał Żewłakow.
– I bardzo szkoda. Choć nie dlatego, że są moimi dobrymi kolegami. To przede wszystkim świetni piłkarze, którzy mogliby jeszcze mnóstwo dać Polsce.
• Uważa pan, że odsuwanie zawodników od kadry za picie wina w samolocie jest w porządku?
– Nie było mnie tam, nie dokładnie co się wydarzyło i nie mogę komentować sprawy. Powiem tylko tyle, że gdy grałem we Francji, to picie wina było czymś naturalnym. Oczywiście, w odpowiednich ilościach. Jeżeli na sześciu, siedmiu facetów stała butelka dobrego wina, to było w porządku. Gorzej, jeśli tych butelek było kilkanaście. Każdy musi znać umiar. Znałem takich, którzy go nie znali. I zapewniam, że nie wychodzili na tym dobrze.
• Zbigniew Boniek powiedział w jednym z wywiadów, że w kadrze zawsze się piło, pije i będzie się piło.
– Następne pytanie proszę.
• Wierzy pan, że Smuda zbuduje zespół, który wywalczy medal na Euro 2012?
– Będę się cieszył, jeśli wyjdziemy z grupy. To już byłby duży sukces. Nie powinniśmy pompować balonika. Nasza przygoda z mundialem w 2002 i 2006 roku, podobnie jak i z mistrzostwami Europy dwa lata później, zakończyła się szybciej niż zaczęła. To powinno być przestrogą dla obecnej reprezentacji.