GKS Bogdanka Łęczna przegrał w środę z Wartą Poznań 0:1. Wynik byłby inny, gdyby w 78 min Dejan Miloseski wykorzystał rzut karny.
Tym razem też nie uderzył jakoś bardzo źle, bo piłka poszybowała obok słupka, ale nieco zbyt lekko i Andrzej Bledzewski zdołał odbić futbolówkę.
Co ciekawe, Miloseski nie był wcale wyznaczony do strzelania rzutu karnego.
– To była moja rola, a gdy zszedłem z boiska, na czele kolejki stanął Ricardinho. Dejan poczuł się jednak bardzo pewnie, chwycił piłkę i strzelił. Nie trafił, ale nie mamy o to do niego pretensji – stwierdził Tomasz Nowak, pomocnik "zielono-czarnych”.
Czy piłkarz, który dwie minuty wcześniej pojawił się na murawie, powinien w ogóle garnąć się do strzelania rzutu karnego? – To raczej rzadko spotykana praktyka – przyznał Bartosz Jurkowski, były zawodnik GKS, który na zaproszenie prezesa Artura Kapelko przyjechał wczoraj o Łęcznej.
Drugim antybohaterem "zielono-czarnych” był w środę Nildo. Brazylijczyk podobno obraził się na trenera Mirosława Jabłońskiego za to, że ten ostatnio nie wystawia w podstawowej jedenastce. W sobotę było tak samo. Nildo wszedł na murawę w 59 min, zmieniając Adriana Paluchowskiego.
Przez pół godziny miał szansę, aby wykazać się swoimi umiejętnościami. Zmarnował jednak dwie świetne okazje do strzelenia gola i jeżeli obejrzy wideo z meczu z Wartą, z pewnością zrozumie, dlaczego to nie od niego rozpoczyna się ustalanie składu GKS.
Wejście na boisko Nildo było jedyną zmianą dokonaną przez trenera Jabłońskiego przed upływem ostatniego kwadransa.
Były szkoleniowiec m.in. Legii Warszawa i Wisły Płock przyzwyczaił już wszystkich do późnych roszad w składzie, ale wydaje się, że w sytuacji, kiedy zespołowi nie idzie, powinien wcześniej spróbować coś zmienić. Szanse na to, że wyciągnie odpowiednie wnioski podczas sobotniego meczu z Sandecją (Łęczna, godz. 17) są raczej niewielkie.