Rozmowa z Pawłem Jaroszyńskim, wychowankiem Górnika Łęczna, obrońcą młodzieżowej reprezentacji Polski.
Trzy z rzędu mecze w wyjściowej jedenastce Cracovii, pierwsze powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski. Wygląda na to, że wreszcie nadchodzi czas Pawła Jaroszyńskiego.
– Rzeczywiście, pierwsze do młodzieżówki, ale w młodszych kategoriach wiekowych w reprezentacji grałem już wcześniej. Cieszę się, że selekcjoner Marcin Dorna dostrzegł moją dobrą dyspozycję i wysłał powołanie. Postaram się udowodnić na zgrupowaniu i w meczach, o ile dostanę szansę, że na nie zasłużyłem.
Na początku sezonu grał pan wyłącznie w trzecioligowych rezerwach. Co się wydarzyło, że trener Jacek Zieliński wreszcie spojrzał na pana łaskawszym okiem?
– Myślę, że trener dostrzegł moją dobrą grę. Wygrywaliśmy wszystko w trzeciej lidze, wyróżniałem się, dostałem szansę w Pucharze Polski i ją wykorzystałem.
Ciężko było utrzymać zaangażowanie w drugiej drużynie? Wielu piłkarzom to się nie udaje...
– U nas w klubie to nie do pomyślenia. Wszyscy rzetelnie walczą o miejsce w składzie, nawet w trzeciej lidze. Dałem z siebie 110 procent, żeby zasłużyć na kolejną szansę w seniorach i nawet przez głowę mi nie przeszło, że trzecia liga to niższy poziom i nie trzeba się starać.
Wszystkie mecze pierwszego zespołu, w których pan zagrał, Cracovia wygrywała. Czuje się pan teraz pewniakiem w klubie?
– Nie do końca, bo Hubert Wołąkiewicz to znana i konkretna postać. Ale jest takie powiedzenie, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Mam nadzieję, że trener będzie się tego trzymał.
Możliwość debiutu w młodzieżówce Lublinie, przed rodziną i znajomymi to wydarzenie, które spędza panu sen z powiek czy w ogóle się pan tym nie przejmuje?
– Snu z powiek mi nie spędza, jakoś przesadnie się nie przejmuje, ale na pewno byłoby bardzo miło zagrać w Lublinie na nowym stadionie, na którym będę dopiero po raz pierwszy. Mam dużo radości z tego, że kilka osób może wspólnie ze mną spędzić ten wieczór, oglądając z trybun swojego kolegę, przyjaciele czy syna.
Na lewej obronie będzie pan rywalizował o miejsce w składzie z bardziej doświadczonym Jonatanem Strausem z Jagiellonii. Gdyby miało być tak, że każdy z was zagra po jednym meczu, to wolałby pan dostać szansę w Lublinie?
– Ambicja sprawia, że chciałbym wystąpić w obu meczach, ale jeśli zagram na Arenie Lublin będę bardzo szczęśliwy. Bardzo na to liczę.
Gdy młodzieżowa kadra ostatni raz grała w Lublinie, stadion wypełnił się do ostatniego miejsca. Wszystko wskazuje na to, że teraz na trybunach znów zasiądzie wielu fanów. Jakie ma to dla was znaczenie?
– Bardzo się cieszymy, bo w piłkę gra się także dla kibiców. Ich obecność i doping bardzo pomaga. Mam nadzieję, że fani na Arenie Lublin poniosą nas do zwycięstwa.
Rozmawiał Michał Beczek