ROZMOWA z Veljko Nikitoviciem, kapitanem GKS Bogdanka Łęczna
– Przecież mogłoby być pierwsze. (śmiech) Jednak nie miałbym nic przeciwko temu, aby na koniec sezonu również było drugie, bo ono też gwarantuje awans do ekstraklasy.
• Jakie otrzymał pan życzenia?
– Przede wszystkim zdrowia. I żebym był dobrym tatusiem, bo jeszcze w tym miesiącu razem z żoną spodziewamy się narodzin synka. A w sportowych życzeniach oczywiście dominował awans.
• Spodziewał się pan, że na początku października będziecie tak wysoko w tabeli?
– Po dwóch pierwszych kolejkach apetyt zaczął rosnąć, ale w następnych entuzjazm został już ostudzony. Potem natomiast, od spotkania w Stróżach, zaczęliśmy regularnie zdobywać punkty. Czy spodziewałem się? Nie do końca, miałem nawet małe obawy. Przecież w naszym zespole zaszły duże zmiany, przyszedł też nowy trener, więc nie było pewności, czy wszystko zaskoczy. Jednak na razie zmierzamy dobrą drogą.
• W październiku czeka was ciężkie zadanie.
– To będzie trudny miesiąc, ale to nie znaczy, że nie będzie też szczęśliwy. W najbliższych kolejkach zmierzymy się z rywalami z górnej półki, których ambicją jest odgrywanie istotnych ról w I lidze. Teraz zagramy w Szczecinie, a Pogoń ma nóż na gardle. Potem zmierzymy się z Wartą. To mocny zespół, z którym przegraliśmy w poprzednim sezonie. W dodatku pracuje tam trener Artur Płatek, który będzie chciał przypomnieć o sobie w Łęcznej. A później jeszcze czekają na nas Piast i Nieciecza. Wszystkie te zespoły są wymagające i które chcą grać w piłkę. Poza tym tutaj nie ma łatwych przeciwników, o czym przekonaliśmy się w sobotę.
• No właśnie, w meczu z Polonią nie było wielkiej gry.
– Nie powiem, że graliśmy rewelacyjnie, ale odnieśliśmy zwycięstwo. Można mieć lepszy dzień lub słabszy, ale najważniejsze, żeby wygrać. Ładnych porażek to my już mamy dość z poprzednich sezonów.
• To soboty gole dla GKS strzelali tylko obcokrajowcy. Poza panem.
– Nie ważne, kto strzela. Może to robić tylko Nildo i niech zostanie królem. Ale i tak każdy z nas dokłada swoją cegiełkę.