Środowy mecz z gospodarzami mistrzostw świata miał być ostatnią szansą polskiej reprezentacji na wyjście z grupy A. "Biało-czerwoni” sami postawili się w trudnej sytuacji, przegrywając pierwsze spotkanie z Ekwadorem.
Przed meczem z Niemcami polscy komentatorzy i kibice podkreślali, że nasi reprezentanci muszą walczyć z dużo większym zacięciem niż podczas feralnej rywalizacji z Ekwadorem. I tak się stało. Polacy grali ambitnie, agresywnie, jednak ograniczali się głównie do defensywy. W ofensywie byliśmy bezradni, ponieważ w środku pola nie było zawodników, potrafiących konstruować składne akcje. Występujący na prawej pomocy Jeleń i Euzebiusz Smolarek skazani byli na samotną "szarpaninę”. Ten pierwszy zasłużył na duże słowa uznania, ponieważ nie ustępował, a momentami nawet przewyższał szybkością rywali. Szkoda że nie miał wsparcia kolegów, zwłaszcza Macieja Żurawskiego, który po raz kolejny był mało widoczny. Słabiej prezentował się także Jacek Krzynówek.
Chwalona polska defensywa jednak nie ustrzegła się błędów. Jacek Bąk miał duże problemy z upilnowaniem najskuteczniejszego gracza Bundesligi - Mirosława Klose. Dobrze, że za plecami naszych obrońców stał świetnie dysponowany Artur Boruc. A czasami dopisywało szczęście, tak jak w 21 min, kiedy Klose w idealnej sytuacji strzelił głową obok bramki. W 35 min Boruc nie dał się zaskoczyć Łukaszowi Podolskiemu, który pod koniec pierwszej części jeszcze raz miał okazję, ale uderzył z ostrego kąta obok słupka.
W drugiej połowie Niemcy nadal przeważali, ale nie mogli sobie poradzić z nieustępliwością Polaków, którzy wciąż skutecznie przeszkadzali przeciwnikom. Ale z czasem pod naszą bramką coraz częściej dochodziło do niebezpiecznych spięć, a sytuacja poważnie skomplikowała się w 75 min, kiedy Radosław Sobolewski zobaczył drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę. Szkoda że trener Janas wcześniej nie zmienił tego zawodnika, ale nasz szkoleniowiec już kilka razy podejmował spóźnione, a co gorsza, mało trafne, decyzje. Zmęczonym Polakom coraz częściej przytrafiały się wpadki. Boruc robił co mógł, a jeżeli już nie sięgnął piłki, to ta dwukrotnie trafiła w poprzeczkę, po "główce” Klose i dobitce Ballacka. Wydawało się, że tym razem fortuna nam sprzyja. Niestety, w 91 min gospodarze przeprowadzili jeszcze jeden atak. Dariusz Dudka (zmienił wyczerpanego Michała Żewłakowa) nie upilnował Odonkora, a ten mimo asysty trzech Polaków zdołał dośrodkować do Neuville'a, który skutecznie zakończył akcję, pozbawiając nas wszelkich złudzeń. Wracamy do domu, a nasz los przypieczętowali wczoraj Ekwadroczycy pokonując Kostarykę.