ROZMOWA z Krzysztofem Łyżwą, rozgrywającym Azotów
– Lekko podkręciłem staw skokowy. Myślę, że do najbliższego meczu, w środę z MMTS Kwidzyn, wszystko już będzie w porządku.
• Jest pan zaskoczony tak skromnym zwycięstwem?
– Mierzyliśmy się z zespołem z Chorwacji. Drużyny z Bałkanów grają ostro w obronie, często nie przebierają w środkach. W europejskich pucharach sędziowie pozwalają na ostra grę, nie tak jak w polskiej lidze. Dlatego powinniśmy się cieszyć, że udało nam się zwyciężyć, choćby jedną bramką.
• Jak pan widzi szanse na awans do kolejnej rundy?
– W rewanżu będzie nam ciężko. Mimo to pojedziemy po wygraną. Nikt nie będzie mnie przekonywał, że do końcowego sukcesu wystarczy taktyka obrony jednobramkowej zaliczki. Takie nastawienie przed meczem w Bjelovarze z pewnością zakończy się katastrofą. Celem jest drugie zwycięstwo.
• W Chorwacji będziecie musieli zmierzyć się także z tamtejszą, bardzo żywiołowo reagującą, publicznością…
– Dla mnie nie ma to znaczenia. Co więcej, gra mi się lepiej, kiedy jest pełna hala i głośny doping.
• Wasza gra, szczególnie w pierwszej połowie nie wyglądała zbyt optymistycznie. Po kwadransie przegrywaliście już 1:4…
– Ten okres przesiedziałem na ławce rezerwowych. Widać było, że kolegom nie szło. Największym problemem były straty i rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Rywal to wykorzystywał. Musimy dokładnie przeanalizować naszą grę, wyciągnąć wnioski i wystrzegać się takich błędów w rewanżu.