MKS Selgros Lublin zakończył sezon bez medalu, pierwszy raz od 1994 roku. O sytuacji w klubie dyskutowała nawet komisja sportu Rady Miasta. Konkluzji i decyzji jednak zabrakło
Nadzieja jest matką głupich – mówi stare polskie przysłowie. Kibice, którzy liczyli, że wtorkowe posiedzenie miejskich radnych coś zmieni, właśnie takimi się okazali. Zadrwiono z nich w sposób bardzo brutalny, podobnie jak robiono to przez cały sezon. Czwarte miejsce w tabeli, dziewięć przegranych spotkań, szybkie pożegnanie się z europejskimi pucharami, a także odpadnięcie z Pucharu Polski – to cała lista grzechów MKS Selgros wobec swoich fanów. W Ratuszu, głównym sponsorze klubu, zdaje się jednak, nikt nie widzi problemu. Podsumowaniem wtorkowej dyskusji była opinia Pawła Majki, dyrektora Biura Nadzoru Właścicielskiego UM. – Kilka przegranych spotkań i nagle robimy z tego wielką aferę. Nie wiem dlaczego i po co – stwierdził urzędnik.
Nic się nie stało? Ano stało się. Zespół, który miał kadrowy i finansowy potencjał na kolejne mistrzostwo i Puchar Polski, nie osiągnął nic.
Władzom warto przypomnieć, że to miasto jest sponsorem głównym klubu i dzięki pieniądzom przekazywanym z Ratusza MKS Selgros może spokojnie funkcjonować. Ma więc prawo i obowiązek rozliczać swoich przedstawicieli w klubie z realizacji postawionych zadań i wydatkowania przekazanych pieniędzy. Te publiczne przecież środki nie są wcale małe i nie powinno się ich marnotrawić. Tymczasem gra lubelskiej siódemki w tym sezonie była kompromitująca, założony cel nie został zrealizowany, a atmosfera w klubie i wokół niego jest zła. Zatem śmiało można stwierdzić, że pieniądze podatników zostały wyrzucone w błoto.
Zmiana na ławce
Kłopoty MKS Selgros w tym sezonie zaczęły się od odpadnięcia z kwalifikacji do Ligi Mistrzyń. Awansu do elity od lubelskiego zespołu nikt nie wymagał, ale przegrana z włoskim Indeco Conversano była nieoczekiwana. Sztab szkoleniowy został wezwany na dywanik i postanowiono rozstać się z Sabiną Włodek, trenerką drużyny. Trzy mistrzostwa Polski wywalczone przez jej zespół nie przekonywały już najważniejszych ludzi w klubie.
Nowym szkoleniowcem został Neven Hrupec, który, jak zapewniano na konferencji prasowej kiedy został przedstawiony, miał być gwarantem mistrzostwa Polski, a zapewne w przyszłości pokazać się z lubliniankami w europejskich pucharach, lepiej niż jego poprzedniczka. Jak wyszło, już wiemy. Chorwat sprowadził do Lublina swoich ludzi – Nikolę Goluba i Ivanę Bożović. Golub został asystentem i odpowiadał za przygotowanie fizyczne drużyny, a Bożović awizowana była jako liderka drużyny. Efekt? Zespół w tym sezonie miał siłę walczyć co najwyżej przez trzy kwadranse, a Bożović błyszczała głównie w starciach z zespołami pokroju KPR Jelenia Góra czy KPR Gminy Kobierzyce. Warto też zastanowić się nad plagą kontuzji, która nawiedziła MKS Selgros. Fizjoterapeutów współpracujących z piłkarkami w tym sezonie było kilku, nikt nie wytrzymał dłużej. Może warto zdecydować się w końcu na jednego medyka, który zdobyłby zaufanie zawodniczek.
Słabe wyniki wpłynęły również na atmosferę w klubie, w którym wyraźnie brakowało wzajemnego zrozumienia i szacunku. Widać to było nawet w prostych sprawach. Na stronie internetowej lublinianek próżno znaleźć informację o tym, że legenda klubu Sabina Włodek została trenerką reprezentacji Polski B. Bez żalu pozwolono odejść do Korony Handball Kielce Kristinie Repelewskiej, innej ikonie lubelskiego szczypiorniaka, a w końcówce sezonu brakowało ogranych rezerwowych. Dziennikarze obsługujący mecze lublinianek również nie mieli łatwego życia, bo musieli zmagać się z masą sztucznych ograniczeń i przepisów. Nie jest również wielką tajemnicą, że szatnia była podzielona. Konfliktów nie potrafił załagodzić Hrupec, dla którego przeszkodą mogła być słaba znajomość języka polskiego. Te wszystkie problemy próbowano maskować bardzo profesjonalną otoczką. Klub ma ciekawą stronę internetową oraz profil na facebooku, a mecze w hali Globus to prawdziwe święto. Świetna oprawa, miejsce do zabawy dla najmłodszych czy konkursy w przerwie spotkań – to wszystko sprawiło, że w Lublinie chodzenie na mecze MKS Selgros jest w modzie.
Pytań jest wiele
Właśnie dlatego tak mocno dziwi brak jakiejkolwiek reakcji na obecny kryzys. Klub potrzebuje zmian i zarówno przedstawiciele miasta, jak i działacze powinny się zastanowić, jak głęboko powinny one sięgać. Jednak nie na publicznej pokazówce dla mediów, lecz na wewnętrznej merytorycznej rozmowie.
A spraw do omówienia jest kilka i to kluczowych. Czy to prawda, że niektóre zawodniczki są skonfliktowane z trenerem Hrupcem i nie wyobrażają sobie dalszej współpracy? Czy to prawda, że niektóre zawodniczki są w nie najlepszych stosunkach z prezesem Marcinem Lipcem i dyrektor marketingu Martą Daniewską do tego stopnia, że są gotowe opuścić klub, gdy tylko wygasną im kontrakty? Czy prawdą jest że w zespole doszło do wewnętrznych podziałów? Czy to prawda, że wielu ludzi nie chciało współpracować z klubem, a konkretnie z jego kluczowymi działaczami?
Takie sygnały docierały do nas dziennikarzy przez cały sezon, ale oficjalnie ludzie z klubu zbywają wszystko ogólnikami. A jeżeli na postawione przez nas pytania odpowiedź brzmi „tak”, a przynajmniej na część z nich, to mamy duży kłopot.
– Kilkakrotnie usłyszałem, że wszyscy wiemy, jaka jest główna przyczyna niepowodzeń. Skoro wiemy, to czy planowane jest usunięcie tej przyczyny? – pytał podczas spotkania w ratuszu Dariusz Szymczuk, w przeszłości pracujący w sztabie szkoleniowym MKS Selgros. To pytanie pozostało bez odpowiedzi. Kibicom pozostaje jednak nadzieja, że recepta na wyjście z kryzysu w końcu się znajdzie. Wszak nadzieja umiera ostatnia...