ROZMOWA z Wojciechem Zydroniem, skrzydłowym Azotów Puławy
– Dopiero dwa tygodnie temu odstawiłem kule, z których korzystałem przez prawie półtora miesiąca. Po takim czasie nie mogłem w ogóle zgiąć stopy, tak zastał się operowany staw skokowy. Powoli, z każdym dniem coraz mocniej, obciążam nogę. Rehabilitant Ryszard Majewski jest dobrej myśli. Podobnie jak lekarz Marek Krochmalski, który wykonywał zabieg.
• Kiedy zacznie pan ćwiczyć razem z zespołem?
– W tej chwili trudno jednoznacznie określić. Doktor Krochmalski twierdzi, że już po trzech miesiącach powinienem powrócić do gry, czyli gdzieś w połowie września. Wszystko będzie jednak zależało od decyzji rehabilitanta i lekarza.
• A jak w tej chwili się pan czuje?
– Dobrze. Widzę po sobie, że jest znacznie lepiej, niż było jeszcze w czerwcu czy lipcu. Organizm powoli wchodzi na coraz większe obciążenia. Choć na razie nie mogę jeszcze wykonywać żadnych ćwiczeń z piłkami.
• Wygląda na to, że nie ma się co spieszyć z powrotem na boisko.
– Trudno mi składać konkretne deklaracje. Sam chciałbym powrócić do gry najszybciej, jak tylko będzie można. Nie mogę jednak popełnić choćby najmniejszego błędu w okresie rehabilitacji. Coś takiego może mnie podczas rozgrywek drogo kosztować. Nie wyleczony uraz może się odnowić.
• Nie niepokoją pana wyniki pierwszego turnieju Azotów w Kwidzynie? Pana koledzy przegrali trzy mecze, tylko jeden zremisowali.
– Drużyna jest na etapie budowy. Trener Marcin Kurowski potrzebuje czasu, by zgrać zespół. Uważam, że na razie nie ma powodów do obaw. Kolejne gry kontrolne dadzą nam bardziej prawdziwy obraz zespołu.
• Azoty czekają teraz trzy mecze z najlepszymi zespołami w Polsce: Vive Tragi Kielce i Orlenem Wisłą Płock…
– Jestem zwolennikiem grania z najlepszymi, po to, by się czegoś nauczyć. Sierpień to czas na jak największą ilość gier kontrolnych. Każdy sparing jest bardziej wartościowy, niż nawet najlepszy trening, czy wewnętrzna gra kontrolna.