ROZMOWA z Przemysławem Krajewskim, skrzydłowym reprezentacji Polski w piłce ręcznej i Azotów Puławy
- Niemcy, Hiszpania, Chorwacja – tak wygląda podium zakończonych w niedzielę w Krakowie 12 mistrzostw Europy w piłce ręcznej. Takie rozstrzygnięcie to chyba zaskoczenie.
– Szczególnie jeśli chodzi o zwycięzców. Przyznam, że w wielkim finale stawiałem na Hiszpanów. Nie widziałem jednak zarówno meczu o brązowy medal, jak też spotkania o mistrzostwo Europy. Po prostu nie miałem na to ochoty. Już w piątek w nocy przyjechałem do domu i nie byłem w nastroju do oglądania czegokolwiek z ME.
- Polska zakończyła rywalizację na siódmym miejscu. Wszyscy odczuwany ogromny niedosyt.
– I to jak ogromny. Nie tak to miało wyglądać. Przed ME byliśmy bardzo bojowo nastawieni. A jak to wszystko się zakończyło, mieliśmy okazję obejrzeć...
- Czego zatem zabrakło naszej drużynie, aby osiągnąć lepszy wynik?
– Nie chcę już do tego wracać. Szkoda roztrząsać to co było. Wszyscy, szczególnie my zawodnicy, musimy wyrzucić z głowy to wszystko, co przeżyliśmy.
- Jedynym jasnym punktem jest wspaniały mecz z aktualnymi mistrzami świata i olimpijskimi Francuzami. Rozegrał pan doskonałe zawody i rzucił bramkę samemu Thierry Omeyer’owi prawie z zerowego kąta…
– I to tylko jeden pozytywny argument podczas tych mistrzostw. Wygrana z Francją sprawiła, że awansowaliśmy do drugiej fazy ME z kompletem czterech punktów. Takiego scenariusza nie zakładaliśmy. Przeciwko „Trójkolorowym” wyszliśmy na luzie, rozegraliśmy znakomite spotkanie.
- Pod względem organizacyjnym ME to wieli sukces naszego kraju.
– Byłem głęboko przekonany, że wszystko wypadnie jak najlepiej. Organizatorzy i kibice stanęli na wysokości zadania. Szczególnie fani piłki ręcznej dali nam odczuć życzliwość. Było to widać podczas śpiewania polskiego hymnu, jak też gorącego dopingu.
- Po blamażu z Chorwacją z pracy w kadrze zrezygnował selekcjoner Michael Biegler. Dla kilku zawodników, jeśli awansujemy na IO w Rio de Janeiro, reprezentacyjna przygoda też chyba się już zakończy. Wymieńmy choćby Sławomira Szmala, Krzysztofa Lijewskiego, Piotra Grabarczyka, czy Bartosza Jureckiego.
– Nie zamierzam wypowiadać się za moich starszych kolegów. Jednak taka jest kolej rzeczy. Kadrowicze już zaawansowani wiekiem będą chcieli spokojnie pograć sobie w klubach i nie ma im się co dziwić. Dla wielu Igrzyska w Rio będą ostatnim spotkaniem z reprezentacją. Szanse na wyjazd do Brazylii są bardzo duże. Mamy ciekawych przeciwników, ale jesteśmy w stanie wygrać wszystkie trzy mecze: z Macedonią, Tunezją i Chile. A jeśli organizacja turnieju kwalifikacyjnego przypadnie Ergo Arenie w Gdańsku, to nasze szanse wzrosną jeszcze bardziej.