ROZMOWA ze Zbigniewem Lamkiem, trenerem Unii Krzywda, występującej w bialskopodlaskiej klasie okręgowej
- Decyzja Komisji Odwoławczej Lubelskiego Związku Piłki Nożnej utrzymała w mocy werdykt Wydziału Gier Bialskopodlaskiego OZPN i nie przyznała wam walkowera za mecz z Orłem Czemierniki. Konsekwencją jest spadek z ligi okręgowej. Jak pan to skomentuje?
– Cała sytuacja jest kuriozalna. Sprawa ciągnęła się dwa miesiące, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że ci, którzy nic nie zawinili, czyli nasz zespół, ponieśli największe straty. Absurdalne wydają się wyjaśnienia Komisji Odwoławczej, z które poznaliśmy 23 lipca, podczas ogłaszania decyzji. KO LZPN utrzymała w mocy decyzję WG BOZPN „na ludzki rozum”. Walkower nam się należał, podobnie jak został przyznany Janowi Janów Podlaski. Dlaczego ponosimy skutki błędów WG BOZPN? Czegoś takiego jeszcze nie było w historii naszego klubu.
- Czuje się pan oszukany?
– W takiej sytuacji każdy by się chyba tak czuł. To Orzeł Czemierniki powinien liczyć żółte kartki i Przemysław Dąbrowski nie powinien zagrać w meczu z nami. Potem błąd popełnił WG BOZPN odraczając karę dla piłkarza. Z kolei LZPN, jak sądzę, nie chcąc osłabiać pozycji BOZPN, nie zanegował jego decyzji.
- Pojawiły się opinie, że skoro zajęliście pozycję spadkową, to nie kombinujcie i grajcie tam, gdzie na obecnym etapie jest wasze miejsce…
– Cóż… To są komentarze, szczególnie w internecie, od osób, które nie mają odwagi ujawnić swoich prawdziwych personaliów. Słyszałem również i takie głosy, że skoro Zbigniew Lamek jest członkiem zarządu BOZPN, to próbuje się ratować Unię Krzywda. Musimy jednak pamiętać o tym, że to nie nasz klub zauważył przewinienie. Nie zrobił tego też zespół z Czemiernik. Sprawa wyszła na jaw dzięki sędziemu, który wpisywał do extranetu skład Orła w meczu z nami. Aby dochodzić sprawiedliwości moglibyśmy wytoczyć sprawę cywilną pracownikowi biura BOZPN. Jestem jednak daleki od włóczenia się po sądach. Chcę szkolić młodzież.
- Po całym zamieszaniu Unia Krzywda ostatecznie zagra w klasie A. Będzie pan nadal prowadził drużynę?
– Nie ma nikogo na moje miejsce. Już prawie 30 lat jestem związany z Unią jako szkoleniowiec. Wiele pokoleń piłkarzy przewinęło się przez moje ręce.
- Celem zespołu będzie jak najszybszy powrót do klasy okręgowej?
– Jeśli nic nie wskóramy w naszej sprawie, siądziemy i zastanowimy się o co będziemy walczyć. W przypadku skupienia się na młodszych rocznikach, seniorska piłka zejdzie na dalszy plan. Pod moją opieką są trzy grupy młodzieżowe z roczników: 2000, 2002 i 2004. Ostateczna decyzja zarządu jeszcze nie zapadła.
Co dalej?
Czekamy na decyzję KO LZPN na piśmie – mówi prezes Unii Krzywda Andrzej Dadasiewiecz. – Najpierw z werdyktem ociągał się Wydział Gier Bialskopodlaskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej. Teraz tak samo postępuje LZPN. Zapewniano nas, że wszystko, z uzasadnieniem, otrzymamy na piśmie. Rozstrzygnięcie zapadło 23 lipca. Mamy 4 sierpnia i klub nie otrzymał poczty z Lublina.
Co będziecie robić? – Nie zostawimy bez echa tego incydentu – zapewnia prezes. – Jeśli będzie konieczność, jesteśmy w stanie wytoczyć sprawę z powództwa cywilnego.