Orlen Oil Motor Lublin zakończył serię zwycięstw w PGE Ekstralidze na 21 triumfach. W niedzielę „Koziołki” przegrały na wyjeździe z Apatorem Toruń i od razu zapowiadają, że wyciągną wnioski przed kolejnymi spotkaniami
Choć to Motor był uznawany za faworyta do zwycięstwa na pocieszenie lublinianom pozostał „tylko” punkt bonusowy. „Koziołki” w Lublinie wygrały 53:37, a w Toruniu lepszy był Apator zwyciężając 48:42. – Kiedyś trzeba było przegrać. Przytrafiło się nam to teraz. W sumie to lepiej, że porażka miała miejsce w rundzie zasadniczej niż w play-offach. Jedziemy dalej, a prawda jest taka, że Apator zyskał na tej wygranej więcej niż Motor na porażce. Do każdego meczu podchodzimy z wolą zwycięstwa i nie lekceważymy żadnego przeciwnika, ale jak to w sporcie musi być przegrany i wygrany – mówi Jacek Ziółkowski, menedżer lublinian. – Tor był jednakowy dla obu drużyn. Po prostu zawodnicy z Torunia okazali się lepsi – dodał.
Po meczu żużlowcy zgodnie przyznawali, że tym razem nie mogli dobrze odnaleźć się na toruńskim torze. – Jakoś tak zawsze wychodzi, że Toruń jest drużyną, która potrafi nas pokonać. To jest jeden z tych torów, gdzie do końca nie wiesz jakie przygotować ustawienia dla motocyklu. Jeździłem w Apatorze kilka lat i sam miałem problem ze wspomnianymi ustawieniami. Jednak w dalszym ciągu jesteśmy liderem i to inni muszą nas gonić – skomentował Jack Holder. – Byliśmy dumni z naszej serii zwycięstw, ale w Toruniu dobiegła ona końca. Rywale byli w bardzo dobrej formie – mieli sporo jakości w postaci Sajfutdinowa, Lamberta i Dudka. Czapki z głów dla rywali, a my wyciągniemy wnioski i wrócimy silniejsi – zapewnił Fredrik Lindgren.
Kolejny mecz lubelską drużynę czeka już 19 lipca. Wówczas do Lublina przyjedzie Krono-Plast Włókniarz Częstochowa. Kibice liczą, że od tego spotkania lider PGE Ekstraligi rozpocznie budowanie kolejnej, imponującej serii zwycięstw.