Rozmowa z Arkadiuszem Pelczarem, prezesem Pszczółki Startu Lublin
Wierzył pan do końca w pokonanie Enea Astorii Bydgoszcz?
– Oczywiście, że tak. Gdybym nie wierzył, to by mnie tu nie było. To jest sport. On potrafi zabrać i oddać. Walczyliśmy do końca i, mimo ciężkiej sytuacji zdrowotnej, wygraliśmy. Niektórzy zawodnicy jeszcze do końca nie wrócili do siebie po koronawirusie. Dwóch koszykarzy nie chciało u nas grać, więc się rozstaliśmy. Dodatkowo, Adam Kemp wyleciał do USA w nocy z soboty na niedzielę bez zgody klubu. Co więcej, porzucił samochód na lotnisku. To zachowanie nieprofesjonalne, bo w sposób zupełnie niespodziewany zostawił drużynę. Tak to jest, że w okresie pandemii niektórzy walczą o pracę, a niektórzy tego nie robią. U nas będą grali ci, co chcą i pragną walczyć dla tego klubu. W meczu z Astorią pokazaliśmy, że potrafimy walczyć nawet z pozoru w beznadziejnej sytuacji.
W tym roku nie trafiliście z zagranicznymi zawodnikami zwłaszcza pod względem charakterologicznym.
– W dużej mierze wszyscy żyją poprzednim sezonem. Wówczas udały nam się transfery i mieliśmy tego efekty. Tak zresztą jest obecnie z Legią Warszawą. Nawet piłkarska Barcelona kiedyś pomyliła się podpisując kontrakt ze Zlatanem Ibrahimoviciem. Szybko z niego zrezygnowali, bo okazało się, że nie pasuje do ich drużyny. Trener wybrał takich zawodników, ale oni zaczęli uprawiać swoją filozofię. To nie jest tak, że nie trafiliśmy z transferami, bo wszystkich zawodników mieliśmy naprawdę dobrze rozpoznanych. Były różne sytuacje pozasportowe związane z nimi. To oni podjęli decyzje, że nie chcą się bić za Start.
Adam Kemp w rozmowach pomeczowych wydawał się być całkiem profesjonalnym zawodnikiem. Co mogło wpłynąć na jego zachowanie?
– W sobotę był na treningu i podczas rozmowy ze mną sygnalizował, że nie jest jeszcze gotowy do gry. Byliśmy jednak u lekarza, był bardzo dokładnie przebadany m.in. przez neurologa i wszystko wydawało się, że jest w porządku. W niedzielę rano nie odbierał telefonu, nie wiedzieliśmy co się dzieje i pracownik klubu pojechał sprawdzić, czy jest w domu. Okazało się, że zawodnik jest już w samolocie do USA.
Kiedy możemy spodziewać się transferów?
– Chcemy zatrudnić gracza, który dobrze penetruje, ale potrafi również prowadzić grę, przedłużyć umowę z Joshua Sharmą i zatrudnić jeszcze jednego gracza wysokiego. Rynek w czasie pandemii jest jednak trudny. Pragniemy zakontraktować zawodnika występującego w Europie. W przypadku gracza przebywającego w USA zawsze zagadką jest jego aktualna forma, bo nie wiemy, czy on w Stanach regularnie trenował. Sondujemy rynek, a trenerzy nad wzmocnieniami pracują całymi dniami.
To pana najtrudniejszy moment w trakcie przygody Startu na najwyższym poziomie rozgrywkowym? Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że to może być bardzo przyjemny sezon dla „czerwono-czarnych”.
– Przyjemnie jest posiedzieć w domu i pobawić się z dziećmi. W koszykówce czasem ma się szczęście, a czasem go brakuje. Szczęściem jest fakt, że koronawirus dopadł nas w okienku reprezentacyjnym i mieliśmy sporo czasu na uporanie się z nim. Szczęściem jest też to, że chronimy się przed kontuzjami. Oprócz Adama Kempa, to zawodnicy unikają kontuzji. Dojdzie nam niedługo wyjazd do Rosji, który będzie bardzo wyczerpujący. Cały czas monitorujemy zawodników, badamy ich potrzeby i staramy się im dogodzić, tak aby mieli jak najlepsze warunki do gry.