Rodzice zwykle starają się na wszelkie sposoby uchronić dziecko przed chorobami, nieraz nawet mając w tym tendencje do przesady. Tymczasem takie działania, przysłowiowe trzymanie dziecka pod kloszem, mogą dla jego zdrowia i odporności zdziałać więcej złego niż dobrego. Dziecko trzeba bowiem hartować, by jego organizm mógł wyrabiać tzw. odporność nabytą.
Nie tylko dieta i suplementy
Mawia się, że podstawą odporności jest zdrowa dieta i dostarczanie potrzebnych organizmowi składników. Konieczne jest też umożliwienie organizmowi dziecka nauki radzenia sobie z trudnymi czynnikami, czyli przede wszystkim zimnem oraz zarazkami. Oczywiście w miarę możliwości trzeba przed nimi dziecko chronić, ale hartowanie też jest konieczne. W jaki sposób można je przeprowadzić?
Świeże powietrze, niższe temperatury
Duża część rodziców myśli, że kluczowe do tego, by pociechy nie zachorowały, jest ciepło. Z tego powodu dbają, by w domu panowała wysoka temperatura, a pociechy przed wyjściem na zewnątrz zostały solidnie opatulone. W ten sposób jednak łatwo jest przegrzać dziecko. Poza tym przyzwyczajanie do takiego ciepła nie jest dobre, gdyż wystarczy odrobina chłodu (którego nie da się uniknąć), by doszło do infekcji, organizm bowiem nie będzie skupiony na eliminowaniu patogenów, ale na chłodzie. Należy ubierać dziecko stosownie do pogody, chroniąc przed przemarznięciem, ale też nie przesadzać i nie doprowadzić do przegrzania. W domu powinna panować optymalna temperatura 20 stopni. Niezbędne jest też, by dziecko spędzało czas na zewnątrz nawet w mroźne dni. Świeże powietrze to kolejna niezbędna kwestia związana z hartowaniem. Jest ono potrzebne pod wieloma względami, nawet noworodkom. Dziecko powinno każdego dnia spędzać czas na zewnątrz, zaczynając od kilku minut, aż po co najmniej godzinę. Nawet w zimne dni nie można trzymać go w domu, gdyż – wbrew pozorom – nie zrobi to dobrze jego odporności.
Kontakt z zarazkami wskazany?
Niektórzy rodzice jak ognia boją się zarazków, starając się zapewnić niemal sterylne warunki swojemu dziecku i izolując go od kichających rówieśników. Sprawia to jednak tylko tyle, że organizm nie jest w stanie nauczyć się reagować na zarazki, bo… po prostu nie ma z nimi kontaktu. Oczywiście nie oznacza to, że trzeba dziecko wystawiać na ich działanie, celowo umożliwiając mu kontakt z chorymi rówieśnikami – tak często robią przeciwnicy szczepionek, uważając to za dobry sposób na budowanie naturalnej odporności. Najważniejsze to zapewnić dziecku normalne warunki rozwoju, w granicach rozsądku. Niemowlęta wymagają szczególnej troski i higieny, ale starsze dziecko może bez przeszkód ubrudzić się podczas gry w piłkę czy w inny sposób potencjalnie „narazić” się na kontakt z drobnoustrojami. W ten sposób jego organizm ma okazję nauczyć się, jak na nie reagować – tylko praktyka może to zapewnić.