Takiej operacji jeszcze u nas nie było. We wtorek rozpoczął się transport ważącego 120 ton i długiego
na 45 metrów mostu kolejowego, który po remoncie stanie w nowym miejscu. Na liczącej 5 km trasie przejazdu trzeba było nawet demontować linie energetyczne i wszystkie semafory.
Most to jedna z dwóch bliźniaczych konstrukcji, które jeszcze niedawno stały na linii prowadzącej z Warszawy do Moskwy. Linia została jednak wyremontowana, jeden most po renowacji trafił pod Zamość, a drugi do Parczewa, skąd po remoncie wyjechał wczoraj do miejscowości Laski, gdzie stanie na rzece Tyśmienicy. Tu zastąpi starą przeprawę.
– Stary most pochodził z 1887 r. i był uszkodzony, stąd taka decyzja – wyjaśnia Zygmunt Grzechulski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie w spółce PKP Polskie Linie Kolejowe. – Ten, który zostanie tu zamontowany, pochodzi z okresu powojennego.
O ile jednak pod Zamość most dało się dowieźć szosą, o tyle na podmokłą, cenną przyrodniczo i chronioną dolinę Tyśmienicy konstrukcję można przetransportować jedynie po torach. A łatwe to nie było.
– Konstrukcja ma 45 m długości, 6 m szerokości i jest wysoka na 8,6 m – wylicza Borowiec. Akcja zaczęła się wczoraj. – Za pomocą podnośników hydraulicznych posadowiliśmy most na sześciu wagonach pchanych przez lokomotywę. Dwa z nich musieliśmy sprowadzać z Niemiec. Na wagonach posadowiliśmy specjalnie skonstruowane przez nas urządzenia, dzięki którym mogliśmy przejechać z takim długim ładunkiem nawet przez zakręty. Pozostało nam dosłownie 800 metrów drogi.
– Most dojechał do linii wysokiego napięcia. W środę będzie pod nią przejeżdżać i linia zostanie wyłączona – mówi Grzechulski. Ale tym razem o zdejmowaniu kabli już nie ma mowy. – Wszystko zależy od temperatury. Jeśli będzie zimno, kable będą skurczone i zostanie jakieś pół metra luzu. Inaczej trzeba by je podciągać do góry – dodaje.