Dyrektor radzyńskiego szpitala łamie prawo pracy, nie wypłacając załodze poborów. Mówi, że nie ma innego wyjścia, bo placówce brakuje pieniędzy. Apeluje do pracowników, aby nie nasyłali
na szpital komornika.
– Tak jest już od lipca. Nigdy nie wiadomo, kiedy i ile pieniędzy dostaniemy. Na dzień, dwa przed wypłatą pojawia się wywieszka na tablicy ogłoszeń. To jest upokarzające – mówi Małgorzata Żochowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników SP ZOZ w Radzyniu Podlaskim.
Wyjaśnienia dyrekcji nie przemawiają do pracowników, którzy nie mają za co utrzymać rodzin i popadają w długi. Aż 90 tysięcy złotych szpital zapłacił komornikowi za egzekucję długu z tytułu ustawy 203. – Skąd wzięły się pieniądze dla komornika, skoro słyszymy cały czas, że ich nie ma – zastanawiają się związkowcy.
– Jako salowa dostaję na rękę 500 złotych. To tyle, co nic, ale pracuję, bo mam rodzinę. Za te czterysta złotych, jakie ostatnio dostałam, nie da się wyżyć. Doczekaliśmy się Białorusi – komentuje jedna z pracownic.
Komornik w szpitalu czy w domu, to już dla wielu pracowników nie ma znaczenia. Ich sytuacja materialna ciągle się pogarsza. Dyrektor jest przekonany, że jeżeli uda się wywalczyć wyższy, chociażby o 5 procent, kontrakt w Narodowym Funduszu Zdrowia, to w przyszłym roku nastąpi poprawa. – Będziemy w stanie rozpocząć wypłacanie pracownikom zaległych podwyżek. Pobory wyrównamy, jeżeli ustaną zajęcia komornicze – zaznacza Lesław Budzyński, dyrektor radzyńskiego SP ZOZ. Twierdzi, że mając do wyboru zakup leku ratującego pacjentom życie lub wypłatę wynagrodzeń, wybiera to pierwsze.
Dyrektor zamierza z każdym pracownikiem zawrzeć pisemne porozumienie. W zamian za odstąpienie od egzekucji komorniczych, będzie obietnica spłaty zadłużenia. W dalszym ciągu nie wiadomo jednak, czy NFZ zgodzi się na wyższy kontrakt. Sprawa wypłaty wynagrodzeń nadal pozostaje nierozwiązana.