Szpital Powiatowy może zostać zamknięty. Władze miasta i dyrektor placówki szukają ratunku. Być może dostaną pomoc od naukowców z USA, których rodziny pochodziły z Międzyrzeca.
Kornacki zauważa, że po zamknięciu szpitala konieczne byłoby wożenie pacjentów do innych, oddalonych o 25 km miast. - W nagłych przypadkach może to być o 25 km za dużo - przestrzega.
Ireneusz Stolarczyk, dyrektor szpitala mówi, że jego placówka spełnia niemal wszystkie kryteria, aby działać nadal. Jedynym mankamentem jest liczba łóżek - poniżej 150. A to ministerialna granica, poniżej której każdemu szpitalowi grozi zamknięcie.
- Wcześniej mieliśmy nawet 155 łóżek. Zabiegając jednak o wyniki ekonomiczne, zlikwidowaliśmy ich część. Obecnie jest ich 135. Ale otworzyliśmy oddział dla przewlekle chorych. Przymierzamy się też do zwiększenia liczby łóżek dla przewlekle chorych i dla rehabilitowanych. Potrzeba jednak na to pieniędzy, potrzebne są prace adaptacyjne - mówi dyrektor.
Podkreśla przy tym, że na skrzyżowaniu szlaków drogowych w Międzyrzecu Podlaskim wydarza się wiele wypadków. Potrzebny jest zatem szpital do natychmiastowych zabiegów. Już wiele razy ratowano tam życie ciężko rannych. A mieszkańcom miasta i okolicy niezbędny jest oddział wewnętrzny z salą intensywnego nadzoru kardiologicznego.
O przyszłość szpitala martwi się także Stanisław Lesiuk, burmistrz miasta. Mówi, że niespodziewanie znalazł sprzymierzeńców, którzy mogą pomóc, przynajmniej w podniesieniu kwalifikacji personelu. Otóż niedawno, podczas spaceru, spotkał zwiedzających Międzyrzec Podlaski gości z USA: prof. Eli Friedmana i jego córkę prof. Amę Friedman. Pan Friedman jest profesorem medycyny i nefrologii w Nowym Jorku, a jego córka profesorem transplantologii w Uniwersytecie Yale w Connecticut.
- Amerykanie zaproponowali, że zaproszą na staż naszego lekarza urologa. Także towarzyszący gosciom Tomasz Stompór z Katedry i Kliniki Nefrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zaproponował nam przeszkolenie lekarzy w krakowskiej klinice - mówi burmistrz Lesiuk.