Dzisiaj rano Tadeusz Pietrykowski, mieszkaniec Strupina Łanowego pod Chełmem wypatrzył z okna swojego domu dwie sarenki. Z refleksem sięgnął po aparat fotograficzny i utrwalił obrazek, który go urzekł.
Pan Tadeusz często ma okazję obserwować dziką zwierzynę, podchodzącą pod domostwa. Dlatego aparat fotograficzny stara się mieć zawsze pod ręką. Zapewnia, że takie bezkrwawe łowy sprawiają mu wielką frajdę. Lubi też rozpoznawać pozostawiane przez zwierzęta tropy.
Podobnym pasjonatem uzbrojonym w aparat fotograficzny jest także Dariusz Kostecki z Chełma, który utrzymuje dom w Gotówce, też położonej o rzut kamieniem od Chełma.
– Chociaż z domku widać cementownię, to i tak przed naszymi oknami codziennie paradują sarny, dziki, czy bażanty – mówi pan Dariusz. – A na strychu zagnieździła się kuna. Już raz udało mi się ją podejrzeć, ale niestety nie zdążyłem jej sfotografować.
Kostecki, członek Związku Polskich Artystów Fotografików zdążył natomiast sfotografować z okna wyciągniętą w skoku sarnę. Wysłał to zdjęcie na ogłoszony przez Urząd Marszałkowski konkurs fotograficzny, którego celem była promocja Lubelszczyzny i wygrał. W nagrodę otrzymał markowego laptopa.
– W takich warunkach jak obecnie zwierzyna szuka łatwego żeru – mówi Mirosław Sawicki, łowczy okręgowy w Chełmie. – Dlatego ciągnie do ludzkich siedlisk, gdzie w osłoniętych miejscach czy ogrodach może coś dla siebie znaleźć.
Zwierzęta liczą też, że może ktoś coś im do jedzenia wysypie.Dokarmianie zwierzyny jest statutowym obowiązkiem kół łowieckich. Są z tego skrupulatnie rozliczane. Trzymają się przy tym zasady, że paśniki urządzają w stałych miejscach.
– Chodzi o to – dodaje Sawicki – że zwierzyna szybko przyzwyczaja się do takich stołówek. Traci energię, aby do nich dotrzeć i jeśli niczego nie znajdzie, może już nie mieć sił, aby szukać dalej. To jest dokładnie tak, jak z ptakami. Jeśli już raz zacznie się je dokarmiać, to trzeba być już w tym konsekwentnym.