Marek Sidorczak zauważył, że jego suczka Roma nagle osowiała. Kiedy właściciele znaleźli na niej cztery kleszcze, uznali, że czas udać się do weterynarza.
- W przypadku babeszjozy, czyli zwierzęcej choroby wywoływanej przez kleszcze, liczy się dosłownie każda minuta - dodaje Artur Chełmicki, właściciel jednej z chełmskich lecznic. - Im szybciej zarażony pies trafi do lekarza, tym większe będą jego szanse na przeżycie.
Przez ostatnie dni Chełmicki leczył ciężko chorą Romę. Suka dostała serię zastrzyków. - Bywa że kuracja trwa nawet tydzień - mówi. - Ostatnio, aby uratować psa, musiałem przeprowadzić mu transfuzję krwi. Dzięki temu przeżył.
Nie ma dnia, aby do gabinetu nie trafiał kolejny zwierzak z podejrzeniem o babeszjozę. Lekarz przyjmuje nawet po kilku takich czworonożnych pacjentów dziennie. Jego koledzy z innej chełmskiej lecznicy tylko ostatniej niedzieli mieli dziesięć takich przypadków.
Właściciele Romy byli spokojni o swojego psa, gdyż zgodnie z zaleceniami weterynarza zabezpieczyli go przeciwkleszczowym preparatem. Jednak weterynarze ostrzegają, że nie wymyślono jeszcze środków w 100 proc. chroniących przed chorobą. Oczywiście nie oznacza to, że nie należy ich stosować.
Preparaty przeciwko kleszczom kosztują od 10 do 50 zł. Sprzedają się jak świeże bułeczki. - I dobrze, bo przecież profilaktyka i tak jest tańsza niż leczenie - mówi Chełmicki. - Cieszę się, że coraz więcej właścicieli psów podziela już tę opinię i dba o swoje zwierzęta
Lekarze zalecają stosowanie profilaktyki przez cały rok, a nie tylko do pierwszych śniegów. W swojej lekarskiej praktyce miał już przypadki zachorowań psów na babeszjozę nawet w lutym. Okresy szczególnej aktywności kleszczy to wiosna i jesień.