Prokuratura umarza sprawę samobójstwa 17-latki z Leszczan. Ojciec dziewczyny: Śmierć księdza to był zbyt mocny cios od życia
Siedem miesięcy śledczy z Chełma badali okoliczności śmierci Weroniki. Sprawdzali każdą informację, najdrobniejszy szczegół, SMS.
Przesłuchano kilkadziesiąt osób, bo prokuratura chciała mieć pewność, że do tragedii nie doszło wskutek atmosfery, jaka wytworzyła się w Leszczanach i złośliwych plotek o związkach księdza z 17-latką. Ojciec dziewczyny zaprzeczał tym pomówieniom. Jak stwierdził, „śmierć księdza to był zbyt mocny cios od życia”.
Ksiądz Zygmunt Woźniak, proboszcz parafii Weroniki, zmarł na zawał serca 25 kwietnia. Miał 67 lat. Dziewczyna bardzo przeżyła tę śmierć. Udzielała się w kościele, na mszach była lektorem. Ksiądz Woźniak pomagał publikować jej wiersze, otoczył opieką, wspierał.
Dziewczyna znikła 26 kwietnia. Szukali jej rodzice i bliscy. Na koniec zawiadomiono policję. Niestety, po dwóch dniach, w niedzielę 28 kwietnia, w lesie Borek pod Chełmema znaleziono ciało Weroniki. 17-latka zostawiła list pożegnalny, a wyniki sekcji zwłok i ślady zabezpieczone na miejscu zdarzenia świadczyły o samobójstwie.
Mimo to prokuratura wszczęła śledztwo na podstawie paragrafu 151 kodeksu karnego: „Kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Śledczy zabezpieczyli telefon i konta internetowe 17-latki, przesłuchali rodzinę i wielu innych świadków.
– Śledztwo trwało tak długo, ponieważ w jego toku musieliśmy przeprowadzić szereg czynności procesowych, przede wszystkim prokurator musiał zgromadzić relacje znajomych Weroniki – mówi Lech Wieczerza, szef chełmskiej Prokuratury Rejonowej. – Prokurator prowadzący nie znalazł jednak dowodu na to, że do śmierci dziewczyny przyczyniły się osoby trzecie. Dlatego śledztwo umorzono.