W ponad 70-tysięcznym Chełmie pacjentów obsługują tylko trzy karetki, w tym jedna bez lekarza. Żona naszego Czytelnika źle się poczuła. Mąż wezwał pogotowie. Usłyszał, że karetka nie przyjedzie. - To lekceważenie pacjenta - denerwuje się mężczyzna.
- Nie wiedziałem, jak pomóc żonie, więc zadzwoniłem na pogotowie. Powiedziałem, co się dzieje i usłyszałem, że karetka nie przyjedzie - mówi pan Zdzisław. - Do telefonu podeszła jakaś pani doktor. Rozmawiała ze mną w sposób ordynarny. Odesłała mnie do lekarza rodzinnego, a gdy powiedziałem, że żona nie da rady tam dotrzeć, "poradziła” wzięcie taksówki. Kogo na to stać? Szczególnie jak się wydaje 200 złotych miesięcznie na leki?!
Mężczyzna denerwuje się, że mimo płacenia składek zdrowotnych, nie może liczyć na pomoc medyczną wtedy, gdy tego potrzebuje. Nie może też zrozumieć, jak pogotowie mogło zignorować jego prośbę o pomoc.
W Stacji Ratownictwa Medycznego w Chełmie opisaną przez Czytelnika sytuację widzą nieco inaczej. Przede wszystkim, jak słyszymy, nie było mowy o ignorowaniu pacjenta.
- Telefony przyjmuje dyspozytor medyczny, który od razu przeprowadza wywiad - tłumaczy Anetta Jasińska, pielęgniarka koordynująca chełmskiej SRM. - W tym przypadku nie wynikało, aby życie i zdrowie kobiety było zagrożone, a w takich właśnie sytuacjach karetki są wysyłane do chorego. Ciśnienie, jakie miała ta pani, szczególnie jeśli mówimy o osobie starszej, nie wymagało interwencji zespołu ratowniczego.
Jak w takim razie pan Zdzisław miał pomóc żonie? Zdaniem Jasińskiej, w tej sytuacji wystarczyło zażyć lekarstwo, ewentualnie skontaktować się z lekarzem rodzinnym.
- Lekarze rodzinni są zobligowani do udzielenia pomocy pacjentowi. Powinni być dostępni od godz. 8 do 18 - tłumaczy Jasińska. - Należało skontaktować się z przychodnią i ustalić, czy kobieta sama tam dotrze, czy też lekarz odwiedzi ją w domu.
Jak mówią w pogotowiu, nie chodzi o przerzucanie się odpowiedzialnością, ale o to, że każda ze służb ma swoje zadania. A karetki powinny jechać tylko i wyłącznie do nagłych i poważnych przypadków.
- Na cały powiat mamy kilka karetek, na miasto trzy, w tym jedną bez lekarza. Chodzi o to, żeby je racjonalnie wykorzystywać - mówi Jasińska. - Rozumiem, że dla chorego, każdy przypadek jest poważny. Ale może się okazać, że karetka pojedzie do kogoś, komu może pomóc lekarz rodzinny, a w tym czasie ktoś inny, np. z zawałem, ratunku się nie doczeka.