W szpitalu w Chełmie w terminie płaci się tylko ZUS, zaliczki na poczet podatku i pensje. Z opóźnieniem: gaz, prąd i opłaty za podstawowe leki. Pozostałe rachunki muszą czekać.
- Gdyby każdy z 1073 pracowników wziął jeden dzień urlopu bezpłatnego, to zyskalibyśmy prawie 190 tys. zł - mówi Kowalczuk.
Dyrektor zapowiada, że weźmie taki urlop pierwszy. Jednak, aby pomysł wypalił, musi go poprzeć jeżeli nie całość, to przynajmniej 90 procent załogi.
Wiadomo już, że z jednej dniówki chce zrezygnować cały oddział ortopedii. Co z resztą?
- Zdecydujemy w przyszłym tygodniu - mówi Iwona Stachniuk, przewodnicząca ZZ Pielęgniarek i Położnych. - Na razie zdania są podzielone.
Decyzja łatwa nie jest, bo wiele osób uważa, że łatanie dziur w szpitalnym budżecie nie może odbywać się kosztem pracowników. Stracony dzień pracy to przecież ich pieniądze: około 90 zł dla pielęgniarki, około 60 dla pracowników administracji i około 270 dla lekarza.
- Musimy zważyć, czy lepiej zrezygnować dziś z takich pieniędzy, czy jutro zamiast tego ktoś straci pracę - mówi Bogdan Olbryk z "Solidarności”.
To nie pierwszy przypadek oszczędzania dzięki bezpłatnym urlopom. Takie rozwiązanie zastosowano m.in. w olsztyńskim szpitalu. Z kolei na Lubelszczyźnie na dobrą wolę pracowników mogła liczyć dyrekcja szpitala przy
al. Kraśnickiej w Lublinie.
Tam załoga zrezygnowała z części wynagrodzeń.