30-letni Andrzej Piotrowski z Włodawy w Szkocji miał tam być kilka tygodni, ale nie wrócił do dziś. Nie daje znaku życia od dziesięciu miesięcy. Szuka go rodzina i policja.
– Gdy ostatni raz widziałam Andrzeja, nic nie wskazywało, że to się może tak skończyć – mówi Maria Piotrowska, matka zaginionego. – Spakował podróżną torbę. Pożegnaliśmy się. Obiecał, że gdy tylko dojedzie na miejsce, zadzwoni.
W Szkocji Andrzej miał być około dwóch miesięcy. Potem zamierzał na chwilę wrócić do kraju i znowu wyjechać. Prawdopodobnie do Holandii.
Nie był to jego pierwszy wyjazd za granicę. Wcześniej pracował w Anglii. – Wtedy wiedzieliśmy, w jakim jest mieście, gdzie mieszka. Dzwonił regularnie. Nawet, jak mu telefon ukradli, to znalazł sposób, żeby się szybko skontaktować. A teraz cisza – mówi Piotrowska.
Do Szkocji Andrzej miał pojechać autokarem z Białej Podlaskiej. Do tego miasta prawdopodobnie podrzucił go samochodem jeden z kolegów. Ale czy tak było, nie wiadomo. Zanim rodzina zdecydowała się zgłosić sprawę na policję, pytała o Andrzeja wśród jego znajomych. – Nikt nic nie wie – mówi matka.
Zaginiony ma 175 cm wzrostu i szczupłą budowę ciała. Znaki szczególne to mały tatuaż na ramieniu. Każdy, kto może pomóc, proszony jest o kontakt z Komendą Powiatową Policji we Włodawie, Al. Piłsudskiego 51, tel. 82 572-72-09, 82 572-72-10 lub 997.
W Hiszpanii zaginął lublinianin
Zaginiony ma 175 cm wzrostu, krępą budowę ciała. Ma ciemne, krótkie włosy i niebieskie oczy. Osoby, które wiedzą, gdzie może przebywać, proszone są o kontakt z IV Komisariatem Policji w Lublinie: tel. (81) 535-48-00 lub 997.