Sobibór. Najnowocześniejsze wykrywacze metali, magnetometry, systemy GPS, radary i balony do wynoszenia sprzętu w powietrze.
Sprzęt przywieźli naukowcy z kanadyjskiego Calgary i trzech amerykańskich uniwersytetów. Tak wyposażeni mają wspierać Wojciecha Mazurka, archeologa z Chełma, który koordynuje rozpoczęte przed kilkoma dniami badania.
- Wstępne prace rozłożyliśmy na co najmniej 10 dni - mówi Marek Bem, dyrektor Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, do którego należy też Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady w Sobiborze. - Poza naszą placówką patronuje im izraelski Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. W przedsięwzięcie zaangażowały się też uniwersytety: Ben Guriona, Wisconsin, Południowej Florydy i Hartford.
Chociaż zachowały się plany obozu, to nie odzwierciedlają one stanu faktycznego. Wciąż nie wiadomo, w którym miejscu znajdowały się komory gazowe, krematorium i poszczególne baraki. Po udanym powstaniu i ucieczce więźniów Niemcy wszystkie urządzenia wysadzili w powietrze. Teraz rośnie tu las.
W pierwszym etapie badacze przeprowadzą badania geofizyczne, w tym elektromagnetyczne, przy użyciu między innymi gladiometrów, radarów i wykrywaczy metali. Urządzenia te umożliwiają zlokalizowanie ukrytych pod ziemią pozostałości obozowych budynków i urządzeń. Naukowcy chcą w ten sposób spenetrować około 30 ha terenu.
- Nasz sprzęt pozwoli wykryć wszelkie anomalia w strukturze gruntu i ukryte
pod ziemią metale - mówi Brad Hansen z inżynierskiej firmy współpracującej z amerykańskimi uniwersytetami. - Dzięki temu ograniczymy pole działania archeologów do miejsc rokujących największe nadzieje na odkrycia.
Od efektów pracy badaczy będzie zależał zakres planowanych na jesień prac wykopaliskowych. Pomocne w tym będą także sprowadzone z Holandii lotnicze zdjęcia wykonane przez amerykańskich pilotów kilka miesięcy po tym, jak Niemcy zlikwidowali obóz.