Obywatelski obowiązek kinomana – zobaczyć chwalony przez krytykę i walczący o Oscara film Agnieszki Holland. Nawet jeśli kogoś nie rzuci na kolana – będzie wiadomo co tak zachwyca fachowców.
Tytułowa ciemność wyczarowana przez Jolantę Dylewską, jest głównym bohaterem tego filmu. Takim fizycznym bohaterem. Bardzo długie sekwencje scen w kanałach, zbliżenia twarzy umęczonych ludzi, rozbłyski latarek, klaustrofobiczne klimaty. To dominuje historię, która wydarzyła się we Lwowie w czasie II wojny światowej. Oto Polak, Leopold Socha, pracujący w kanałach pomaga ukrywającym się tam uciekinierom z getta.
Najpierw za pieniądze, a potem kiedy Żydom skończyły się oszczędności i kosztowności – także bezinteresownie przynosił im jedzenie, potrzebne do przeżycia rzeczy, przeprowadzał w bezpieczniejsze kryjówki. Socha z cwaniaczka i złodziejaszka przemienia się w… no właśnie do końca nie wiemy w kogo. W człowieka? Czy ostatnie sceny, kiedy uwolnieni po 14 miesiącach wychodzą na słońce, a Poldek opowiada sąsiadom i przechodniom, że to są "jego Żydzi” nie sugerują, że bohater (którego oczami patrzymy na cała historię) właśnie odbiera swoją nagrodę? Czuje się lepszy!
A scenariusz powstał na podstawie powieści Roberta Marshalla "W kanałach Lwowa” i wspomnieniach 7-letniej wówczas Krysi Chimer, do dziś żyjącej w USA.
Wypada trzymać kciuki za oskarową nominację, nawet jeśli po wyjściu z seansu nie do końca będziemy wiedzieć dlaczego "W ciemności” jest takie genialne. Dlaczego film, który chwilami się dłuży, przewidywanie przeplata sceny dramatyczne z kanału i z wojennego Lwowa i nie do końca wciąga w traumę i histerię uwięzionych ludzi - ma być obrazem ze światowej najwyższej półki.
Trudno to porównywać ale "Kobieta samotna” tej reżyserki zrobiła na mnie większe wrażenie. A od nakręcenia koszmarnie dołującej historii listonoszki (Maria Chwalibóg) i inwalidy (Bogusław Linda) upłynęło 30 lat.
PS. Z filmów konkurujących z obrazem Agnieszki Holland widzieliśmy na naszych ekranach irańskie "Rozstanie” Asghara Farhadiego, niemiecką "Pinę” Wima Wendersa i niebawem zobaczymy grecki "Attenberg” Athiny Tsangari. Wiadomo więc kogo trzeba pokonać.