Ironia i prześmiewczy ton to wyłącznie zręczna przykrywka mocnej, głębokiej treści. Autorka zrobiła wszystko, by było barwnie i oryginalnie. Ale czuć w tym także wrażliwość, talent, pasję.
Swój chytry plan Angie postanawia zrealizować w Finlandii, gdzie szuka literackiego natchnienia. Nowe, nieznane otoczenie z połączeniu z temperamentem i niepokorną naturą Angie daje wybuchową mieszankę. I tak, w twórczych bólach, rodzą sie bohaterowie "wiekopomnego dzieła", którzy - obok zwariowanej Angie - są także narratorami w tej książce. I tak poznajemy tę historię z punktu widzenia słodkiego i miłego, "naszego dobrego przyjaciela", Pana Prosiaczka. Wtóruje mu, z przeciwnego biegunu, Kasandra - kobieta tajemnicza, smutna i tylko na pozór szczęśliwa. Jest też Astra - samochód, którym niejako "przejedziemy się" po tej opowieśći. No i Angie... Właściwie to ona prowadzi ten cały kram, łącznie z autem. Ale dokąd ją to zaprowadzi?...
Mam wrażenie, że "27, czyli śmierć tworzy artystę” to rodzaj gry - literackiej, językowej, psychologicznej. Oryginalnej, świeżej, zaskakującej. I tylko pozornie niewinnej.