Kolejny, szósty już tom bohaterów, których poznaliśmy gdy mieszkali w kamienicy przy 44 Scotland Street, czyta się szybko. Zbyt szybko. W dodatku gdzieś tam mamy poczucie, że wkrótce nasza znajomość się skończy, że autor powie basta, więcej nie piszę.
Co tam dużo mówić i młodzi, i dorośli czytelnicy zżyli się z sympatycznymi bohaterami tego cyklu. Mały Bertie marzy o tym, żeby skończyć 7 lat, czytelnicy marzą o tym, żeby wreszcie ktoś utarł nosa Irene i żeby jej synek miał normalne dzieciństwo. Doprawdy szkoda, że nie została ona na Węgrzech, tym bardziej, że nowy psychoterapeuta zaczyna jej się zwierzać. Coś tu nie tak….
Wreszcie szanowny autor postanowił, że między Domenicą i Agnusem coś zaiskrzyło i może, kto wie, będziemy świadkami kolejnego, udanego związku. No, chyba, że w następnej książce wmiesza się w to zazdrosna Antonia.
Matthew i Elspeth, którzy są wciąż w sobie zakochaną i szczęśliwą parą oczekują wielkich zmian. Ma się przy tej okazji ochotę krzyknąć – nie wierzcie Bruce'owi, on się nie zna. Zobaczycie, że wasz dom będzie szczęśliwy! Ale, czy na pewno? Autor potrafi nawet w takiej sprawie trzymać wszystkich w niepewności.
Świetna książka, ciepła, relaksująca, wypełniona po brzegi humorem. Niektórzy mówią nawet, że cykl poświęcony mieszkańcom 44 Scotland Street uzależnia. To prawda i to najlepsza rekomendacja.
Zapowiedzi wydarzeń z regionu znajdziesz na strefaimprez.pl