Południe to miejsce, które można mniej więcej wyznaczyć na mapie Świata. Ale Południe według Andrzeja Muszyńskiego to przede wszystkim stan umysłu. Coraz bardziej zanikający i mieszający się z Północą.
Są opowieści o historii całych narodów. O tym, co mieszkańcy Kambodży przeżywali pod rządami Czerwonych Khmerów. O krawcu, który trafił na tortury do więzienia za to, że zmarnował za dużo wiele materiału, a jego brygada złamała zbyt wiele igieł. O "Duchu”, komendancie więzienia do którego być może trafił krawiec. Który po zmianie władzy uniknął kary, został nauczycielem i przez wiele lat ukrywał się nierozpoznany przez nikogo.
Może to przypadek, ale demaskatorami "Ducha” jak i "Tarzan-girl” z dżungli, okazują się być ludzie z Północy – amerykański dziennikarz oraz sam autor książki.
Porusza historia sprzedawcy Mohameda Bouaziziego, którego samospalenie w proteście przeciwko samowoli władzy, zapoczątkowało "jaśminową rewolucję” w Tunezji, która później rozprzestrzeniła się na kolejne kraje Maghrebu.
Niesamowicie wciąga opowieść o wyprawie w głąb dzikiej i niebezpiecznej dżungli w Gabonie. Tutaj można zobaczyć zdjęcia z tej wyprawy.
Autor eksperymentuje formą. Ciekawe są teksty stylizowane na wykład (o polach minowych w Kambodży), petycję (pisaną przez wywłaszczanych mieszkańców okolic jeziora Boeung Kak) czy nawet telenowelę (o Indianach Yukpa z pogranicza wenezuelsko-kolumbijskiego).
Trochę przeszkadza wielość wątków wrzuconych do jednego worka z napisem Południe. Ale może były autorowi potrzebne, żeby próba nakreślenia definicji Południa się udała.
Cechą charakterystyczną tych wszystkich miejsc jest bezwarunkowa bliskość, bez możliwości nawet chwilowej ucieczki. Muszyński opisuje, że skóra i ciało nie należą tu tylko do ciebie. Są w pewnym sensie dobrem wspólnym. Czymś naturalnym jest sytuacja gdy współpasażerka z autobusu siedząca na fotelu bez oparcia, kładzie się na twoich kolanach i tak spędza resztę podróży.