Dom Wydawniczy Rebis.
Zacznijmy od klimatu, gdyż odczuwa się go niemal fizycznie. Grudniowy chłód w Pirenejach zapiera dech w piersiach, przenika do kości. W taki mroźny i śnieżny poranek policjanci zdejmują z opuszczonej stacji kolejki linowej zmasakrowane ciało konia, któremu ktoś odciął głowę. Podejrzenie pada na pensjonariuszy ściśle strzeżonego zakładu psychiatrycznym dla szczególnie niebezpiecznych przestępców, który znajduje się w tej samej dolinie.
Gdy wchodzimy za bramę tego zakładu do uczucia przejmującego zimna dołącza strach. I nie opuści nas już do ostatniej strony książki. Bo to dopiero początek całej serii brutalnych zbrodni, które wyglądają na rytualną zemstę. Śledztwo prowadzi doświadczony policjant, który zmaga się z problemami osobistymi.
Czy któryś z nich opuszcza nocą zakład i dokonuje kolejnych zbrodni? Wszystko wskazuje na to, że tak. Ale trop wiedzie także do serii samobójstw wśród nastolatków, która wydarzyła się w górskim miasteczku kilkanaście lat wcześniej.
Poznajemy tajemnice, o których wszyscy – łącznie z rodzinami ofiar – bardzo chcieliby zapomnieć. Ale, jak się okazuje, jest ktoś, kto pamięta. Zapewniam, że zakończenie nie rozczaruje. Jest równie mocne, jak cała książka.
Świetny debiut Bernarda Miniera, który dobrze rokuje na przyszłość; policjant i pani psycholog to duet, który może się sprawdzić w kolejnym chłodnym kryminale.