To książka zrodzona z miłości i napisana z wielką pasją. Dowcipnie, ale równocześnie bardzo serio.
A wszystko zaczęło się od... tańca i miłości. Z zespołem folklorystycznym "Pruszkowiacy” licealistka Kasia wylądowała w Gori na gościnnych występach. Tam oświadczył się jej "czarnooki” Mamuki, w którym – podobnie jak w Gruzji – Katarzyna zakochała się od pierwszego wejrzenia. Do ślubu nie doszło, ale dwadzieścia lat później autorka postanowiła odnaleźć swoją dawną miłość.
Szczegółów tej romantycznej historii nie zdradzę, ale to właśnie od niej zaczęła się wielka, gruzińska przygoda Pakosińskiej. Szczęśliwe zbiegi okoliczności i wspomniany już talent zjednywania sobie ludzi sprawiły, że autorka mogła nakręcić w Gruzji film "Tańcząca z Gruzją”. Kulisy jego powstawania powstawania – przerwane w sierpniu 2008 roku konfliktem rosyjsko-gruzińskim – opisuje w pierwszym rozdziale książki.
Wraz z ekipą filmową "Pakosy” (którą dowodzi niezwykły Sergi – i tu mamy także romantyczną historię) przemierzamy gruzińskie krainy, poznajemy ich mieszkańców, gotujemy, biesiadujemy, wspinamy się po górach, robimy domowe wino... Sposób, w jaki autorka prowadzi narrację – bardzo bezpośredni, dowcipny, pełen dygresji – sprawia, że czujemy się uczestnikami tej wyprawy i chłoniemy ją wszystkimi zmysłami.
W drugiej części książki robi się jeszcze bardziej swojsko i biesiadnie. Pakosińska zabiera nas do swoich gruzińskich przyjaciół i przy dobrym winie oraz lokalnych przysmakach słuchamy ich opowieści. Jest i zabawnie, i sentymentalnie, i całkiem poważnie. A nade wszystko barwnie i interesująco. Bo i taka jest ta książka; pełna kolorów, emocji i wielkiej pasji.