Oddała nam swoje ciało i swój głos.
Anna Maria Jopek - szacunek. Żadne słowa nie oddadzą jej wielkiej roli. Roli innej niż wszystkie inne role. W polskim teatrze. Przed laty oglądałem w małej sali we Wrocławiu "Apocalypsis cum figuris" Jerzego Grotowskiego. Niewiele później "Umarłą klasę" Tadeusza Kantora. Teraz jest "Czas kobiety" Leszka Mądzika.
Anna Maria Jopek jest gwiazdą najnowszego spektaklu Leszka Mądzika „Czas kobiety”. Choć nie śpiewa ani słowa, śpiewa cały czas. Jej głos jest głównym instrumentem spektaklu. Wtóruje mu kontrabas Roberta Kubiszyna. „Czas kobiety” to przedziwny koncert Anny Marii Jopek, który wzrusza, wywołuje ciarki w sercu i umyśle. Jej wokalizy i operacje na głosie przypominają mi techniki głosowe stosowane przez Jerzego Grotowskiego i poszukiwania Włodzimierza Staniewskiego w Teatrze Gardzienice.
O czym śpiewa bez słów bohaterka „Czasu kobiety”? Słowa są tu bezradne. Bo nie da się opowiedzieć bólu, strachu, osamotnienia, bycia po omacku, szukania drogi wyjścia. Anna Maria Jopek oddaje widzowi swoje ciało i swój głos. Swój czas, który był i nowy czas, który się zaczyna. Śpiewa siebie, swoje życie - a bezmiar oddania widzowi poraża, onieśmiela, wzrusza. Tyle.
„Czas kobiety” zniewala, zachwyca, uwodzi. Najcudowniejszy jest bezmiar zawierzenia siebie widzom. Z tej perspektywy inne elementy spektaklu stają się momentami zbędne. Głośna muzyka uwiera, nic do wokalizy Anny Marii Jopek nie wnosi. Elementy scenografii, w których odbijają się echa innych spektakli Leszka Mądzika - mogłyby na chwilę odpłynąć i zostawić bohaterkę spektaklu na pustej scenie.
„Czas kobiety” to jeden z najważniejszych spektakli w polskim teatrze, jaki dane mi było oglądać.