W środę wieczorem na stacjonarny telefon mieszkanki gminy Włodawa zadzwonił oszust. Powiedział, że jej syn spowodował wypadek, w którym ucierpiało dziecko. Żeby nie poniósł kary trzeba było zapłacić 40 tys. złotych.
– Na szczęście całą rozmowę kobiety słyszała mieszkająca z nią córka. 27-latka od razu zorientowała się, że to próba oszustwa i żeby zweryfikować rozmówcę od razy zadzwoniła na policję – informuje aspirant sztabowy Kinga Zamojska-Prystupa. – Jej przypuszczenia były jak najbardziej zasadne. Szybka i prawidłowa reakcja 27-latki uchroniła oszczędności swoich rodziców.
Policjanci doskonale zna metodę "na wypadek".
– Polega na wykonaniu przez oszusta telefonu do pokrzywdzonego i przedstawieniu się jako policjant lub kolega bliskiego członka rodziny. Rozmówca wymyśla historię o rzekomym wypadku, którego sprawcą jest osoba bliska ofierze, a jedynym ratunkiem uniknięcia kary jest przekazanie "poszkodowanemu w wypadku" znacznej sumy pieniędzy. Najczęściej pada informacja, że krewny nie może zgłosić się po pieniądze osobiście, ponieważ właśnie składa zeznania w komisariacie – tłumaczy Kinga Zamojska-Prystupa. – Apelujemy o zachowanie zdrowego rozsądku i ostrożności w kontaktach z osobami obcymi, szczególnie takimi, które namawiają nas do wypłacenia i przekazania pieniędzy. Pamiętajmy, że przez telefon każdy może być wnuczkiem, policjantem, urzędnikiem czy synem znajomego. Zawsze zachowujmy ostrożność i kierujmy się zasadą ograniczonego zaufania wobec rozmówców podających się za bliskich, potrzebujących wsparcia finansowego lub innych osób, które zapewnią nas o chęci ochrony naszych oszczędności. W sytuacji, kiedy mamy podejrzenia zawsze dzwońmy na numer alarmowy 112.