

Lublinianka na początku rundy wiosennej szybko wpadła w dołek. Najpierw przegrała u siebie z Tomasovią 0:2, a później straciła trzy bramki przewagi i tylko zremisowała na wyjeździe z Huraganem Międzyrzec Podlaski 3:3. Piłkarze Daniela Koczona świetnie odpowiedzieli jednak na te niepowodzenia. Najpierw pokonali w meczu na szczycie Stal Kraśnik, a następnie sami odrobili trzy gole i wygrali z Górnikiem II Łęczna... 5:4.

Po remisie z Huraganem wydawało się, że emocje w walce o pierwsze miejsce szybko się zakończą. Jarosław Milcz i jego koledzy mieli jednak inne plany, bo błyskawicznie wrócili do gry.
Wszystko dzięki zwycięstwu nad liderem z Kraśnika 2:1. Mimo zmęczenia drużyna trenera Koczona poszła za ciosem i w bardzo trudnym meczu z Górnikiem II też zgarnęła pełną pulę. A trzeba dodać, że przegrywała już 0:3.
Przed przerwą zdobyła jednego gola, tuż po zmianie stron wyrównała, ale zielono-czarni raz jeszcze wyszli na prowadzenie. Po raz kolejny sporo dali jednak rezerwowi. Jeden z nich – Anes Kherouf trafił na 4:4, a Milcz po strzale przewrotką zapewnił ekipie z Wieniawy arcyważne trzy punkty. Dzięki temu snajper Lublinianki wyrównał swój najlepszy wynik – 24 gole w jednym sezonie.
Po końcowym gwizdku zamieniliśmy parę zdań z trenerem Koczonem. Najpierw zapytaliśmy, ile siwych włosów przybyło szkoleniowcowi po tym spotkaniu? – Na pewno dużo, pewnie połowa głowy jest już siwa – śmieje się popularny „Koczi”
– Co do meczu, to brak mi słów pochwały dla chłopaków. To co zrobili, to było widać. Zostawili kawał zdrowia z Kraśnikiem i żeby to wszystko funkcjonowało było ciężko, bo wiadomo, jakiej rangi był mecz w środę. Przyjechała wzmocniona Łęczna i to z naprawdę dobrymi zawodnikami. Pierwsza połowa do zapomnienia, indywidualne błędy. To jest jednak grupa, której z całego serca życzę każdemu trenerowi, żeby trafił na takich piłkarzy, jak ja trafiłem. Nie mam słów, którymi mógłbym ich pochwalić. Kto przychodzi na nasze mecze, to chyba widzi, że piszemy małą historię. Jest mnóstwo emocji, cały czas wygrywamy – cieszy się trener Lublinianki.
Przyznaje, że mecz ze Stalą kosztował jego drużynę sporo zdrowia i energii, a to miało duży wpływ na sobotnie starcie. – Byliśmy ospali od początku, było to widać. Do końca nie traciłem jednak wiary, tak samo w przerwie. Mówiłem, że musimy szybko strzelić, żeby włączyć się pod odrabianie strat. To się szybko udało i dokończyliśmy to arcydzieło, bo inaczej tego nazwać nie można. Na takie spotkania trzeba będzie czekać latami. Zapraszamy kibiców na nasze mecze, nudy u nas nie ma – dodaje szkoleniowiec wicelidera.
W sobotę o godz. 14 drużyna z Lublina zagra na wyjeździe z Hetmanem Zamość. Rywale na wiosnę wywalczyli tyle samo punktów – 10, ale rozegrali jeden mecz więcej. U siebie zanotowali jednak dwa zwycięstwa i remis. Co ciekawe, obie drużyny zmierzyły się pod koniec lutego w meczu kontrolnym. Zdecydowanie lepsi byli wówczas Przemysław Kanarek i spółka, którzy wygrali aż 4:0. Jak będzie tym razem?
– Od wtorku liczy się już dla nas tylko misja Hetman. Najważniejsze po ostatnich meczach, to będzie przede wszystkim się zregenerować – wyjaśnia trener Koczon.
