(fot. WIZ. GRUPA ŻAGIEL)
Drogi i mniej dostępny kredyt, wysokie koszty remontu i niepewność na rynku energii. Mimo wysokiego zapotrzebowania na własne "M", w tym roku liczba transakcji zaczęła spadać. Jak to wygląda w Puławach?
Puławy należą do tych miast, w których rynek nieruchomości przez lata prężnie się rozwijał, zarówno w przypadku inwestycji w prywatne domy, jak i nowe osiedla stawiane przez deweloperów.
Dzięki wysokiemu popytowi i dostępności taniego kredytu, regularnie zagęszczała się zabudowa na osiedlach Górna-Kolejowa, Niwa, czy Piaski.
Ryzyko i czekanie
Tylko przy ul. Spacerowej, w ciągu zaledwie dekady powstało dziewieć nowych bloków, a dwa kolejne są obecnie w budowie.
Nowe budynki wielorodzinne powstały także przy Sosnowej, Centralnej, Prusa, Sienkiewicza, Skowieszyńskiej, czy Izabeli.
Rosną już kolejne, choćby przy Czartoryskich, czy Partyzantów. Miejscowe firmy chcą inwestować również przy Norblina, a także Puławskiej; tuż za granicami miasta.
Mogłoby się zatem wydawać, że puławski rynek jest odporny na zawirowania, ale prawda jest inna. Większość prowadzonych robót rozpoczęto przed inflacyjnym kryzysem. Spadek koniunktury wstrzymał plany budowy apartamentowca "Złote Tarasy" przy Ogrodowej. Inwestor przyznaje, że woli zaczekać na lepsze czasy. Czekają również inni obserwując, jak idzie tym, którzy podjęli ryzyko.
Było 20, jest 5
Wyraźne tąpnięcie na rynku pojawiło się tuż przed wakacjami po kolejnych podwyżkach stóp procentowych, które podniosły WIBOR, a więc koszty kredytu.
Jak mówi nam jedna z pracownic banku, spadek liczby udzielanych pożyczek wynosi ok. 75 proc. – Wraz ze wzrostem stóp zainteresowanie kredytami spadło. Jeszcze rok temu rozpatrywałam około 20 wniosków kredytowych miesięcznie, a teraz jest ich może 5. Ludzi po prostu nie stać w tym momencie na kredyt – przyznaje nasza rozmówczyni, która poprosiła o anonimowość.
Ci, których na kredyt jeszcze stać, najczęściej wybierają obecnie oferty z rynku pierwotnego. W gorszej sytuacji są sprzedający drogie mieszkania w starszym budownictwie.
– Najszybciej obecnie sprzedawane są mieszkania małe. Kawalerki ok. 25 metrów kwadratowych można kupić za ok. 200 tys. zł. Tutaj drogi kredyt nie przeszkadza tak bardzo, bo większość takich transakcji odbywa się za gotówkę – mówi Arkadiusz Gozdek, pośrednik na puławskim rynku nieruchomości. – Gorzej wygląda sytuacja z większymi mieszkaniami, takim do remontu. Popyt na nie wyraźnie spadł z uwagi na wysokie koszty remontu, co wpłynęło na ceny. Te w tym roku przestały rosnąć.
W jego ocenie za wcześnie jeszcze, by mówić o załamaniu się rynku mieszkaniowego, ale widać oznaki spowolnienia.
– Jeszcze nie tak dawno deweloperzy sprzedawali połowę lokali zanim ich bloki zaczęły wystawać z ziemi. Dzisiaj budynki rosną, a oferty na lokale w nich nadal są aktualne. Coraz mniej jest także samych ofert, zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. Podsumowując, rynek jeszcze żyje, ale ma się o wiele gorzej, niż w zeszłym roku – mówi specjalista.
Co i za ile
Jeśli chodzi o ceny w nowym budownictwie to wynoszą one obecnie średnio od 7 do ponad 9 tys. zł za mkw.
Najdroższe są małe mieszkania w powstających właśnie apartamentowcach.
Na rynku wtórnym rozstrzał cen jest jeszcze większy.
Za 22-metrową kawalerkę w starym budownictwie, na rubieżach miasta, właściciel oczekuje zaledwie 130 tys. zł.
Niewiele większy lokal blisko centrum i po remoncie to już koszt rzędu 185 tys. zł. Za 28-32 metry trzeba zapłacić już ponad 200, a za mieszkanie dwupokojowe cena rośnie do 230-300 tys. zł. Na klientów z grubszym portfelem czeka 4-pokoje "z widokiem na las" za 640 tys. zł (8,5 tys. za mkw). W ofercie jest także 77 metrów z ogródkiem za 755 tys. zł (9,8 tys. za mkw).
Dla tych, którzy nie mają kilkuset tysięcy złotych w gotówce, ani kredytowej zdolności, a chcieliby zamieszkać w Puławach, pozostaje możliwość najmu.
Ceny zaczynają się od 850 zł za mini-kawalerkę z dala od centrum. To jednak wyjątek, bo najem większości lokali kosztuje średnio dwa razy tyle. Za dwa pokoje trzeba zapłacić od tysiąca do 2,2 tys. zł. Trzy pokoje to już koszt rzędu 2,5 tys. zł plus opłaty. Liczba ofert tego rodzaju nie przekracza obecnie 30, co sprawia, że wybór jest dość ograniczony.
Jeśli inflacja nie spadnie, a RPP nie obniży kosztów kredytów, według naszych rozmówców, przyszłym roku sytuacja na rynku mieszkaniowym będzie jeszcze trudniejsza. Zwłaszcza, gdy do wszystkich niekorzystnych czynników, jak spadek inwestycji, czy koszty remontów, dojdą kolejne podwyżki czynszów, w tym opłat za ogrzewanie i energię.